Strona główna Kroniki Pabianic Gdy PKS-y po Pabianicach jeździły

Gdy PKS-y po Pabianicach jeździły

3
Ikarus 280
Od ponad 100 lat trwa budowanie dogodnego skomunikowania Pabianic ze stolicą województwa. Już w 1901 roku powstała Łódzka Wąskotorowa Elektryczna Kolej Dojazdowa i od 1902 roku Kolej Warszawsko-Kaliska. 20 lat później na trasę wyjechały pierwsze autobusy.

Pierwsze międzymiastowe linie autobusowe w naszym mieście pojawiły się w latach 20. Były to rejsy spółek przewozowych, które początkowo wadziły Ł.W.E.K.D., świadczącym przewozy koleją dojazdową (później zwaną tramwajem). W tym czasie pojawiła się też pierwsza autobusowa linia miejska, łącząca okolicę Dużego Skrętu z parkiem Wolności, gdzie kolej miejska jeszcze nie docierała (linia tramwajowa kończyła się pod dworcem kolejowym). Lata 30. przyniosły dalszy rozwój autobusów – do konkurencji stanęły same Ł.W.E.K.D., oferując przewozy na trasie z Łodzi do Pabianic i dalej, przez Kolumnę do Łasku i Sieradza. Warto wspomnieć, że pierwotnie miała powstać linia tramwajowa z Pabianic, aż do Zduńskiej Woli. Równoległa budowa Kolei Warszawsko-Kaliskiej spowodowała rezygnację z tego śmiałego planu.

Połączenie obsługiwano autobusami szwajcarskiej marki Saurer. Pojazdy te wytwarzano od 1930 roku na Polskiej licencji. Były to proste wozy z silnikiem Diesla umieszczonym z przodu. Toczące się po miejskim bruku autobusy nie cieszyły się popularnością w zakopconym fabrycznym dymem mieście – pojawiały się głosy sprzeciwu, skierowane w zarząd spółki. Autobusy wyziewały pióropusze spalin ze swoich rur wydechowych. Kursowały jednak aż do wybuchu II wojny światowej.

Baza przy ulicy Partyzanckiej

Po wojnie, w wyniku odbudowy gospodarki i infrastruktury, komunikacja autobusowa nieco zwolniła. Jej ekspansja była zauważalna głównie poprzez lokalne bazy Państwowej Komunikacji Samochodowej, które sukcesywnie otwierano po 1945 roku w całej Polsce. Bazy PKS-u funkcjonowały w każdym większym mieście, w Łodzi, co jest oczywistością, Zgierzu, Łasku, a nawet Zelowie. Pabianice nie były pokrzywdzone w tym wykazie, gdyż i tutaj istniał lokalny PKS z sekcją autobusową i ciężarową. Przez szereg lat zlokalizowany był on przy ulicy Partyzanckiej 110, na placu pomiędzy dzisiejszym schroniskiem dla zwierząt a gmachem Polskiej Spółki Gazownictwa. Na teren firmy prowadziła wąska ulica asfaltowa, na końcu której znajdowały się kasy PKS-u. Tam można było nabyć bilet okresowy lub jednorazowy. W tym miejscu kierowcy odbierali również swoje pensje. Budynek był bardzo długi i w dalszej części znajdowały się pomieszczenia magazynowe, warsztaty, gabinet kierownictwa (ostatnią kierowniczką była p. Zielińska) oraz dyspozytornia, gdzie kierowcy mogli wypocząć przy stole, napić się kawy, zapoznać się z trasami, które mają obsłużyć następnego dnia i zdać dokumenty oraz dzienny utarg, który umieszczany był w małych workach materiałowych. Obok dyspozytorni stała hala napraw autobusów, gdzie w późniejszych latach wykonywano przeglądy między innymi wozom straży pożarnej. Wjazdu na plac postojowy strzegł szlaban usytuowany przy drewnianej budce portiera.

Stację paliw zlokalizowano u wjazdu na teren zakładu; w latach 90. zyskała ona markę „Petrochemia Płock” – i pod tą banderą przeszła do historii, zostając zamkniętą na początku XXI wieku, podobnie jak cały PKS Pabianice, który od 2001 roku stał się oddziałem terenowym łódzkiego przedsiębiorstwa. Jeszcze przez kilka lat autobusy stacjonowały na strzępach dawnej bazy przy ulicy Partyzanckiej i korzystały z resztek zdewastowanego dworca PKS przy ulicy Staszewskiego.

„Ogórek z korniszonem”

Tabor, który panował na liniach PKS-u, nosi dzisiaj znamię kultowego – poza pierwszymi modelami sanockiego Sana, bardzo charakterystyczny był San H100B, wóz wytwarzany na przełomie lat 60. i 70., a także niezwykle charakterystyczny Jelcz 043, określany szerzej „ogórkiem”. Ten wyjątkowo wyglądający autobus wytwarzano w Jelczu-Laskowicach już od końca lat 50. na bazie czechosłowackiej Škody. Powstało wiele odmian pojazdu: dalekobieżna, turystyczna, miejska, przegubowa. Wyjątkowo typowe w eksploatacji Jelczy były przyczepy osobowe, oznaczone typem PO-1. Autobus z przyczepą, która hamowana była za pomocą dwóch systemów, kursował jeszcze w latach 80. na linii z Pabianic do Łodzi. Przyczepy nie posiadały swojego zasilania, prąd podawany był za pomocą kabla z pojazdu ciągnącego. Pośród pasażerów ostatnich kursów autobusów okresu PRL-u popularne były opowieści o tym, jak pewien kierowca „ogórka”, ruszając żwawo z przystanku przy Łodzi Fabrycznej, prowadząc kurs do Pabianic, „zgubił” przyczepkę, zwaną czasami „korniszonem”.

Dosyć niesamowite może wydawać się to, że Jelcze 043 produkowano formalnie aż do… 1986 roku.

Autobusy te już w tamtym czasie były przestarzałe i mało który dotrwał w służbie lat 90., większość pojazdów z silnikiem umieszczonym z przodu, a takie były przecież stare Jelcze i Sany, kończyły swój motoryzacyjny żywot w roli altan na działkach, zdarzało się także wykorzystanie w formie obwoźnych barów lub, po prostu, złomowanie. Jeden San H100B cudem zachował się do 2012 roku na podpabianickiej działce.

Wycofanie starszej generacji pojazdów wydawało się oczywiste, gdyż już od lat w rodzimym PKS panowały Autosany.

Auto znad Sanu i gwiazda z Węgier

Nie ma pabianiczanina, który nie kojarzyłby popularnej sylwetki Autosana H9. Pojazd ten był niekwestionowanym hitem transportowej motoryzacji minionych lat, przeżył wiele innych, nowszych konstrukcji. Obła, z profilu całkiem nowoczesna sylwetka pojawiła się na drogach na początku lat 70. i błyskawicznie opanowała podmiejskie szosy. Autosan był wszędzie – w latach 80., 90. i pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku stanowił trzon komunikacji PKS pomiędzy Pabianicami a Łodzią. Autobus napędzany silnikiem (znanym, chociażby z kombajnu „Bizon”, SW-400) umieszczonym z tyłu był wyznacznikiem trendów dawnych lat. To tam wisiały proporczyki znanych klubów sportowych, tam też powozili kierowcy w popularnym zaroście. Chociaż fabryka w Sanoku rozpoczęła produkcję następcy, modelu H10, ten jednak został przeżyty przez prostszego H9, który po raz ostatni zjechał z taśmy montażowej dopiero w… 2006 roku!

Pojazdy te „wyginęły” jednak równie gwałtownie, co „ogórki”. Ostatni klasyczny Autosan H9 zniknął z rejsów z Pabianic już na przełomie 2017 i 2018 roku. Wykonywał on między innymi ostatni planowy kurs PKS relacji Pabianice/Bugaj – Łódź.

Autosan H9
Autosan H9

Równie charakterystycznym, zapisującym się w pamięci pasażerów autobusem, był węgierski Ikarus 280. Przegubowce te spisywały się idealnie w przewozie masowym na liniach z Bugaju i osiedla Piaski do Łodzi. Klasyczny Ikarus posiadał silnik ukryty w pozycji leżącej pod podłogą, pomiędzy pierwszą a drugą (napędową) osią produkcji Raba, która odpowiadała za charakterystyczny odgłos autobusu. Motor osiągał 192 konie mechaniczne, a skrzynia biegów posiadała, w zależności od wersji, pięć lub sześć przełożeń.

Ikarus 280

Do wnętrza autobusu prowadziły drzwi harmonijkowe, cecha szczególna Ikarusa. Na autobusy narzekano szczególnie zimą – ogrzewanie było niewydajne: zamarznięte okna nie były niczym szczególnym. Pewną bolączką był także bardzo wysoki próg wejściowy, na plus z pewnością zaliczyć można wygodne siedziska, dużą pojemność i dobrą wentylację wnętrza.

W 2010 roku zdarzało się, że poranne kursy PKS do Łodzi wykonywano w tandemie, po dwa Ikarusy. Takie były potoki pasażerskie! Był to już jednak łabędzi śpiew PKS-u w Pabianicach…

Wynalazki świata motoryzacji

Popyt na transport pasażerski z pabianickich osiedli zaowocował zwiększeniem konkurencyjności, na co przystał pod koniec lat 90. sam (jeszcze) PKS Pabianice, nabywając dwa używane lokalne Jelcze L11. Niedługo później wprowadzono do ruchu mikrobusy marki Mercedes – były to uzupełniające autobusy, które kursowały pierwotnie w „połówkach” godzin, pełnowymiarowy pojazd jechał zawsze o pełnej godzinie. Poza linią z okolic pabianickiego szpitala, która poprowadzona była ulicami Jana Pawła II, Śniadeckiego, Moniuszki, Konopnickiej, Zamkową, Sikorskiego, Partyzancką do Łodzi, występowała także trasa z Bugaju. Autobusy jechały ulicami „Waltera” -Jankego, Nawrockiego, „Grota” -Roweckiego, Kilińskiego, Św. Jana, Partyzancką do Łodzi. Pierwszy wariant zamknięto w maju 2014 roku, drugi w listopadzie 2017. Dosyć pamiętana była nieuczciwa konkurencja i wysyp firm, które oferowały przewozy minibusami. Zasada działania była następująca – minibus wyprzedzał PKS i jechał przed nim, zabierając pasażerów. Próbowano z tym walczyć, wprowadzając m.in. opłaty za zatrzymanie na przystankach. Po pewnym czasie firmy mikrobusowe zaczęły konkurować same ze sobą, podrabiając swoje nazwy, stąd pamiętamy między innymi busy firmy „Inter-Bus” oraz „Inter-Buss”.

A czym nas wozili busiarze? Tym, co zdołało dojechać do Łodzi i zabrać jak największą ilość pasażerów. Były to przeróżne konstrukcje ściągane zza zachodniej granicy lub montowane w garażach – począwszy od podwyższanego VW Transportera czwartej generacji, starego Mercedesa zwanego potocznie „kaczką” z przeszczepionym tyłem od nowszego Sprintera na wyeksploatowanym Iveco kończąc.

Nikła oferta, wzrastające ceny biletów, brak rzetelności w przestrzeganiu rozkładów jazdy i konkurencja ze strony tramwaju spowodowały, że po 2015 roku busy do Łodzi spadły na margines komunikacyjny.

PKS z Pabianic do Częstochowy, MPK do… Romanowa

Rola zamkniętego w 2001 roku PKS Pabianice była bardzo duża jeszcze w latach 90. Przewoźnik ten świadczył usługi przewozowe w miejscach, gdzie – po jego upadku – nic już nie kursuje. O dawnej świetności wspominać potrafią jedynie zapomniane, drewniane wiaty w Ślądkowicach czy słupki przystankowe, na których wisiał dawniej rozkład jazdy.

PKS Pabianice realizował kursy na trasach do Róży, Ślądkowic, Łasku, Dłutowa, Lutomierska, Konstantynowa Łódzkiego, ale także do lasu Rydzyńskiego, Kociszewa, Bełchatowa, Piotrkowa Trybunalskiego, a nawet – w niedziele – do Częstochowy.

Kurs do Częstochowy bywał czymś w rodzaju „nagrody” dla kierowcy lokalnego PKS. Był to prestiż. Rejs ten wykonywano także przy użyciu najlepszych pojazdów przewoźnika – Jelczy PR110D, których kilka było we flocie. Co ciekawe, jeszcze pod koniec lat 90. pojazdy te wykonywały zamówione przewozy w zasięgu całego kraju, a nawet międzynarodowe – pojazd z logo PKS Pabianice można było spotkać z wycieczką w nadmorskiej Pogorzelicy, ale również w węgierskim Hajdúszoboszló.

Jelcz PR110D – za kierownicą Waldemar Kłosowski

Na bazie pabianickiego PKS-u stacjonowały także nowoczesne jak na owe czasy, autobusy przewoźnika krajowego „Polski Express”. Zdarzało się, że w przypadku awarii któregoś z autokarów kurs do przykładowo, Krakowa, wykonywał Jelcz z naszego PKS-u.

Na przełomie lat 80. i 90. przewozy na dosyć nietypowych, z dzisiejszego punktu widzenia, trasach, świadczyło również MPK (które obsługiwało Pabianice, korzystając z zajezdni przy ulicy Lutomierskiej, aż do 1992 roku). Takimi trasami była, chociażby linia „253”, która początek brała przy ulicy Pogodnej w Pabianicach i kończyła bieg w Łaskowicach czy „266” trasowana przez Wolę Zaradzyńską, Gospodarz, Rzgów, Grodzisko, Hutę Wiskicką, Kalino i Kalinko aż do… Romanowa.

Ciekawostką mogła być także trasa, którą obsługiwali pabianiccy kierowcy, biegnąca z Łodzi, przez Gadkę Nową, Gospodarz i Guzew do Prawdy. Obsługę tych tras zapewniały krótkie Ikarusy 260.

To już historia

Miniony czas zweryfikował potrzeby ludności, a przystępność motoryzacji ograniczyła do koniecznego minimum niemal wszystkie przewozy autobusowe inne, niż miejskie. Ostatni czas, ograniczenia wynikające z panowania pandemii, dopełniły dzieła, dobijając ostatnie przewozy PKS-ów krążących przez Pabianice (PKS Zduńska Wola, PKS Częstochowa, PKS Łódź).

Historia przyspieszyła biegu. Tak, jak dzisiaj niesłychanym wydaje się widok „ogórka”, mknącego po bruku ulicy Zamkowej, tak nie wiadomo kiedy, do historii przeszły Autosany i lokalny PKS w ogóle.

Nie jest tajemnicą, że przedsiębiorstwa te borykały się z kłopotami taborowymi, brakowało pieniędzy na kupno nowoczesnych autobusów, a na remonty starych, leciwych – ledwie co wystarczało. Patrząc na galopujące ceny paliw, sądzić można, że niebawem na dobre pożegnamy się z ostatnimi przewozami PKS, które realizuje dotąd jeszcze szczątkowo przewoźnik z Bełchatowa.

Obłe sylwetki Autosana, harmonijkowe drzwi Ikarusa, przyczepki „ogórków” – to wszystko stanowi świat, którego jesteśmy częścią. Któż nie podróżował za młodości autobusem za miasto do pracy, rodziny, do szkoły lub swojej pierwszej miłości?

Ten świat wciąż odżyje na chwilę, gdy ujrzymy na ulicy stary autobus, który przypomni nam dawne lata.

Autosan H10 – ostatni kurs na szpital w 2014 roku
REKLAMA
Subskrybuj
Powiadom o
3 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments

Autosan H9 oraz H10 jeżdżą do dzisiaj między Łodzią a Bełchatowem (zachaczając o Pabianice) z firmy PKS Bełchatów. Przynajmniej jeździli do 2020 roku kiedy z nich korzystałem.

To prawda, niemniej bełchatowskie Autosany klasy H9 były już nieco zmodernizowane (wymiana przodów i tyłów na plastikowe „przeszczepy”, które niejako „udawały” nowszy model). Występował tam między innymi H9 z 1983 roku, który z zewnątrz wyglądał jak nowszy model A0909 TRAMP , a jednak po wejściu do wnętrza można było przeżyć niemały szok wykończenia i detali rodem z pierwszej połowy lat 80. Był to jednak już nieoryginalny wóz, toteż niejako się „nie liczył”. Autobus ten skasowano w ubiegłych latach. Jeszcze na początku 2021 r. widziałem biało-czerwoną, nieco już zdezelowaną Ha-dziesiątkę. To fakt, PKS Bełchatów był ostatnim „klasycznym” przewoźnikiem zaglądającym do Pabianic.… Czytaj więcej »

PICT0414.jpg

Tankowałem na tej Petrochemii, za dyszkę zawsze, najwięcej weszło mi 6.60 litra, starczało na 100km… To były czasy 😁