Międzynarodowy Festiwal Folklorystyczny „Polka”, którego czwarta edycja właśnie dobiegła końca jest jego „dzieckiem”. Dzięki Radosławowi Kierzkowi z Bychlewa od 2016 roku mieszkańcy Pabianic i powiatu mogą oglądać na początku lipca występy tancerzy z najodleglejszych zakątków świata. Portal EPAinfo zapytał pomysłodawcę tego wyjątkowego wydarzenia o to, czego nie widać ze sceny…

– Jak narodziła się idea festiwalu?

– Cztery lata temu Zespół Pieśni i Tańca „Bychlewianka” gościł na festiwalu „Hora din Strabuni” w Vaslui, w Rumunii. Tam poznaliśmy m.in. grupę folklorystyczną z Meksyku, z którą bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Wspólne posiłki, rozmowy, zabawa… Nasze kultury są do siebie naprawdę podobne. Na zakończenie powiedzieliśmy sobie „do zobaczenia za rok”… Ale jedna grupa na festiwal nie wystarczy, dlatego zapadła decyzja, aby zaprosić ich do nas więcej. Udało się dzięki przychylności władz naszego powiatu, gminy Pabianice, gminy Lutomiersk oraz miasta Pabianice.

– Chodzi głównie o pomoc finansową?

– Tak. Zorganizowanie takiego wydarzenia wiąże się z ogromnymi kosztami. Na szczęście wspierają nas również sponsorzy. Przyjazd na festiwal grupy finansują same, czy to autokarem, jak w przypadku Kosowa, czy też samolotem, którym dotarła do nas grupa z Nowej Zelandii. Niektóre nie mają problemu z pieniędzmi na podróż, innym pomagamy w ten sposób, że wysyłamy pisma do ministerstw danych krajów i innych instytucji, które mogłyby udzielić takiego wsparcia.

– Aby móc kupić bilety lotnicze tancerzom z Botswany, została zorganizowana zbiórka w internecie…

– Przylecieli na Stary Kontynent w długą trasę koncertową, trwającą od 22 czerwca do 18 lipca. Rozpoczęli ją w Holandii na „Op Roakeldais”. I właśnie Holendrzy okazali się szczególnie hojni. W ciągu kilku dni udało się zebrać 15 tysięcy euro. Nie mogliśmy w to uwierzyć – ani my, ani też zaproszony zespół. Akcja miała nawet swoje hasło: „15 euro – 15 kilometrów bliżej Europy”.

Botswana

– Jednak rzeczywistość nie zawsze pokrywa się z tym, co zapowiada plakat…

– W tym roku nie dotarła grupa z Algierii. Tam wizę otrzymuje się tuż przed wylotem. Na 18 osób dostały ją… 3. Wcześniej nie zobaczyliśmy m.in. występu z RPA. Z zespołami z Afryki generalnie są największe problemy, ale nie zamierzamy się nimi zrażać.

– Czy tancerze biorący udział w „Polce” pojawiają się na innych festiwalach odbywających się mniej więcej w tym samym czasie, czy też przyjeżdżają specjalnie na nasz?

– Różnie. Sporo grup uczestniczy we wspomnianym „Op Roakeldais” w Holandii oraz w Międzynarodowych Małopolskich Spotkaniach z Folklorem w Myślenicach. Współpracujemy zresztą z obydwoma tymi festiwalami. Ale Bułgaria, Ukraina, Słowacja, Włochy, a nawet Indie wystąpiły tylko u nas.

– W jaki sposób następuje wybór zespołów?

– Bywa, jak w przypadku Kolumbii i Paragwaju, że to mój pomysł. Wtedy jest po prostu wysyłane zaproszenie. Częściej jednak zgłaszamy się do CIOFF rozmaitych krajów (Conseil International des Organisations de Festivals de Folklore et d’Art Traditionnels, czyli Międzynarodowej Rady Stowarzyszeń Folklorystycznych, Festiwali i Sztuki Ludowej – przyp. red.), one informują o naszym festiwalu swoje grupy taneczne i te, które chcą, kontaktują się z nami. A odzew może przechodzić oczekiwania – z Indii zgłosiły się 24 grupy, każda z półtoragodzinnym nagraniem…

– Kiedy rozpoczynają się kontakty z zespołami?

– Zwykle co najmniej kilka miesięcy przed festiwalem, ale są wyjątki. Z Nową Zelandią podjęliśmy rozmowy w lutym 2018 roku, kiedy trwały dopiero przygotowania do trzeciej edycji. Zawsze też istnieje obawa, że jakiś zespół nie dojedzie. Pewność dają nam np. skany biletów lotniczych.

Nowa Zelandia

– Aż w trzech z czterech edycji mieliśmy okazję podziwiać tancerzy z Meksyku… 

– To prawda, bo też są nam szczególnie bliscy. Ale nie tylko nam – organizatorom. Ich występów oczekuje przede wszystkim publiczność. Wiadomo – mariachi, latynoska muzyka, kolorowe stroje… Potwierdzają to maile, jakie otrzymujemy po kolejnych festiwalach.

Meksyk

– Przyjazd kilku zespołów jest dużym wyzwaniem logistycznym. Istnieją jakieś ograniczenia w kwestii ich wielkości?

– Teoretycznie tak – nie więcej niż 28 osób. Z praktyką bywa różnie. Grupa z Bułgarii, w pierwszej edycji, liczyła 38. Meksykanów, którzy występowali kilka dni temu, było 36, Nowozelandczyków – 31. Minimalny skład wynosi 12 osób. Najmniej osób przyleciało z Peru, bo 16. A w sumie, jeśli się nie mylę, gościliśmy dziewiętnaście zespołów.

– Tych wszystkich ludzi trzeba gdzieś zakwaterować…

– Tancerze ze stosunkowo niedużych grup, przeważnie dwóch lub jednej, przebywają u rodzin, których mamy kilkanaście. Dzięki życzliwości starostwa powiatowego stałym miejscem, w którym śpi i ma zapewnione posiłki znaczna część pozostałych tancerzy jest Placówka Opiekuńczo – Wychowawcza nr 5 przy ul. Sejmowej w Pabianicach. Dwa razy gościła ich też Szkoła Podstawowa w Bychlewie, a po jednym razie – hotel „Włókniarz” i, ostatnio, Szkoła Podstawowa nr 3.

– Chociaż festiwal zyskał już spory rozgłos, pojawiają się opinie, że przydałoby się promować go lepiej. Zgadza się Pan z nimi?

– Informowaliśmy szeroko o „Polce” drogą internetową, nagłaśniały ją media, powiesiliśmy banery i plakaty, więc wydaje mi się, że kto chciał, mógł się o niej dowiedzieć. Ale przy okazji piątych urodzin festiwalu oczywiście postaramy się o jeszcze szerszą promocję.

– Skoro już mowa o przyszłorocznej edycji „Polki”: jakie atrakcje na nas czekają?

– Zdradzę jedynie, że planujemy występy ośmiu zespołów i że jest wśród nich…. Brazylia. A skoro tak, będzie można zobaczyć zobaczyć, jak tańczy się brazylijską sambę i poczuć się jak na imprezie karnawałowej w Rio.

REKLAMA
Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments

facet robi kawał świetnej roboty, oby tak dalej!