Jest przykładem na to, że na każdą pasję można znaleźć czas. O bieganiu, prowadzeniu treningów, działaniach w pabianickim sporcie, a także motywacji do aktywności rozmawiamy z pabianickim biegaczem – Marcinem Krebsem.

Małgorzata Siess: Czym zajmujesz się zawodowo?
Marcin Krebs: Jestem kierownikiem rejonu Częstochowa w firmie pożyczkowej.

Musisz być zapracowany. Jak wygląda Twój plan dnia?
Każdy mój dzień wygląda podobnie – wstaję około. 6.00, kiedy budzi się nasza córka. Około 7.30 prowadzamy ją do żłobka, jeżeli jest chora, to zostaje w domu z żoną, a ja wyjeżdżam do pracy. Jadę 2 godziny do Częstochowy, tam jestem do godz. 15.30 i wracam, czyli ok. 17:30-18:00 jestem w domu. Następnie rozmowa z żoną, zabawa z dzieckiem, godzina czasu na trening – dobrze jak zdążę wrócić, zanim Pola uśnie, bo wtedy wspólnie z żoną ją usypiamy, kolacja i idziemy spać.

Jednak znajdujesz czas na trening. Skąd wzięła się Twoja pasja? 
11 listopada 2014 grupa crossfitowa, do której należałem jechała na Bieg Niepodległości. Zaczęło się od tego, że jeden z kolegów nie mógł jechać i ktoś rzucił hasło „chodź pojedziesz z nami”. Na początku uważałem, że to głupi pomysł, no bo przecież niemożliwe jest, żeby bez żadnego przygotowania przebiec sobie 10 kilometrów, ale jedna z trenujących tam dziewczyn powiedziała: „ja przebiegnę, to i Ty też przebiegniesz”. No i pojechałem. Udało się, przebiegłem. Zajęło mi to chyba 56 minut, ale ta atmosfera, która towarzyszyła podczas biegu, ci ludzie, którzy stali na trasie, kibicowali, te piątki zbijane na mecie, to wszystko sprawiło, że wracając miałem zaplanowany w głowie trening.

Jak wyglądały Twoje pierwsze treningi?
Były dość chaotyczne. Nie znałem żadnych zasad dobrego treningu biegowego i popełniłem wiele błędów, które są naturalne dla początkujących. Przysłowiowe ”klepanie asfaltu” nie przynosiło oczekiwanych rezultatów – nawet pomimo tego, że początkowy progres powinien być zawsze największy. Efekty przyszły dopiero, kiedy zacząłem czytać prasę biegową i wdrażać treningi jakościowe do swojego planu tygodniowego. Pilnowałem też, aby znaczną część tygodniowego kilometrażu stanowiły biegi spokojne – tak też jest dzisiaj kiedy jestem pod opieką trenerską.

Ile biegasz miesięcznie?
W zależności od okresu, ale średnio robię między 270, a 300 kilometrów.

Jakie były Twoje rekordy życiowe na samym początku, a jakie są teraz?
Na początku przygody z bieganiem dystans 5 kilometrów pokonywałem w czasie 24 minuty i 35 sekund, dla porównania dzisiaj robię to w 18 minut i 33 sekundy. Dystans 10 kilometrów poprawiłem z 56.15 na 38.38, a półmaraton z 1.49.40 na 1.29.40.

Trenujesz pod okiem olimpijczyka Artura Kozłowskiego. Wiadomo – nie jest to Twój zawód, więc nie musisz tego robić. Poza tym, masz inne obowiązki – rodzina, dom, praca zawodowa. Skąd u Ciebie motywacja do treningu?
Myślę, że jest kilka czynników, które się na to składa – są to wydarzenia sportowe, które organizuję. Treningi cotygodniowe, które prowadzę już prawie 3 lata. Jak ja mam nie trenować? – przecież moi podopieczni przychodzą do gościa, który biega. Nie mogę powiedzieć „cały weekend przesiedziałem na kanapie”. Muszę w jakiś sposób ich motywować, no bo skoro ja mogę, to oni też mogą. Chciałbym też, aby moje córki widziały, że ich tata coś robi. Zależy mi na tym, aby zaszczepić w nich takiego sportowego bakcyla. Niemniej, wszystko to uważam za takie dodatkowe bodźce – ta taka główna motywacja jest gdzieś we mnie, w głowie. Nie mam czegoś takiego, że nie chce mi się wyjść na trening. Raz na kwartał zdarzy mi się nie pójść, ale to wtedy mam takie straszne wyrzuty sumienia, że nie poszedłem. I myślę sobie „a jak to był ten trening, który był ważny i te 2 sekundy dałoby się urwać”, ale trudno – widocznie było coś ważniejszego. Z reguły odpuszczam tylko te lekkie jednostki, bo jakościowych nigdy nie rezygnuję.

Jaki jest przedział wiekowy i poziom sportowy Twojej grupy biegowej?
Jak wspomniałeś, prowadzisz treningi dla innych pasjonatów biegania.

Masz skończone jakieś kursy instruktorskie, trenerskie?
Mam zrobiony kurs trenera personalnego. Niemniej trener personalny, a trener lekkoatletyczny to są zupełnie dwa różne kierunki i raczej bym tego nie wiązał. Zamysł wykonywania ćwiczeń oczywiście gdzieś tam się pokrywa. Natomiast to jest zupełnie co innego. Treningi biegowe prowadzę bardziej na zasadzie mojego doświadczenia. W sumie nie uważam się za trenera biegowego, bo nie zasługuje na to, żeby się tak nazywać – porównując się do kogoś kto faktycznie jest tym trenerem, bo skończył szkołę czy nawet jakieś poważne kursy lekkoatletyczne. Moi podopieczni żartobliwie mówią na mnie ”trenejro” . Wszystkie treningi, które prowadzę nazywam spotkaniami biegowymi i opieram na własnym doświadczeniu, ale też doświadczeniu innych trenerów m.in. Adama Gąsiorowskiego, który przez 1,5 roku mnie prowadził, a teraz Artura Kozłowskiego.

Najmłodsi mają około 20 lat, ale są też dzieciaki, które przyjeżdżają z rodzicami, żeby się powygłupiać, pobawić, ale też poćwiczyć. Najstarsi mogą być po czterdziestce. Grupa jest bardzo zróżnicowana jeśli chodzi o poziom sportowy – są osoby które biegają 5 kilometrów w 20 minut, ale i tacy co ten dystans pokonują w ponad 30 minut.

Działasz w stowarzyszeniu Rajsport Active. Opowiedz o tym.
Przez długi czas obserwowałem jak działa Rajsport i gdzieś mi się to spodobało, było mi to bliskie – organizacja imprez, często połączona z akcjami charytatywnymi sprawia, że to bieganie ma wyższy cel. Dlatego postanowiłem do nich dołączyć. Jako wolontiariusz czynnie biorę udział praktycznie we wszystkich biegach, które są organizowane, a tych wydarzeń w roku jest około 15-20 – są to biegi leśne, uliczne, przeszkodowe, zawody triathlonowe, pikniki dla dzieci, czy też dla szkół.

Organizujesz IV Pabianicką Grę Sportową. Wcześniejsze trzy edycje były Twojego autorstwa. Czy to Twój pomysł? Opowiedz o samej idei tej gry.
Pierwsza edycja związana była z Pabianicami. Zaangażowałem w to również znajomych. Były punkty obsługowe i bezobsługowe – te bezobsługowe to były zaparkowane samochody, które miały naklejoną od wewnątrz zagadkę, a punkty obsługowe, to byli wolontariusze, którzy zadawali pytania. Druga edycja na tych samych zasadach była edycją filmową. Starałem się wybrać parę filmów nakręconych w Pabianicach bądź jakieś pojedyncze sceny i chciałem to powiązać. Trzecia natomiast była edycją kulinarną.

Podczas każdej imprezy ludzie przemieszczali się po mieście od punktu do punktu, odgadując zagadki i przemierzając przy tym wszystkim bliżej nieokreślony dystans. W pierwszych edycjach, brali udział głównie biegacze i nordikowcy. Był ręczny pomiar czasu, minuty karne za złe odpowiedzi i bonusy za te trafione. Brawami nagradzaliśmy, tych którzy najlepiej odgadywali zagadki i najszybciej pokonali cały dystans. Natomiast nigdy nie było nagród wyróżnień, to miała być zabawa, a nie wyścig. Wiadomo jednak, że zawsze gdzieś ta nutka rywalizacji była i każdy chciał być jak najszybciej na mecie.

Czwarta edycja, to odpowiedź na pandemię, gdyż ludzie sami dopytywali co z tegoroczną grą biegową. W tym roku była to forma totalnie open, jeśli chodzi o sport, czyli biegacze, nordikowcy, rowerzyści, spacerowicze i całe rodziny. Stąd zmiana nazwy na gra sportowa. Moim założeniem w tej edycji było zaprosić ludzi do pobliskich lasów. Tam umieściłem skrzynki, w których znajdowały się zagadki do rozwiązania i literki, które tworzyły hasło.

Poza grą byłeś organizatorem takich wydarzeń jak m.in. „co w lesie piszczy.. po zmroku”, „EPAmaraton”, czy „CROSS po zmierzchu”. Skąd czerpiesz pomysły?
W przyszłości chciałbym zorganizować fajny, pabianicki bieg asfaltowy z atestowaną trasą na 1000-2000 osób. Oczywiście nie półmaraton, bo nie będę wchodził innym w drogę, ale jakąś fajną dychę czy piątkę. Niemniej, wiem że na to potrzeba sponsorów i trochę znajomości. Dlatego też, czuje że nie byłbym w stanie dzisiaj tego zrobić. Mam duże wymagania co do organizacji i wiem, że dzisiaj nie sprostałbym temu zadaniu. Stąd też, szukam czegoś co mogę zorganizować. Żona czasami pyta – „Marcin, co Ty znowu wymyśliłeś”, bo wie, że na pewno zabierze to dużo czasu. Ja mówię „kochanie, trzeba się poświęcić dla ogółu”, no i z reguły mi w tym pomaga. Skoro nie mogę zrobić czegoś na zasadzie biegu ulicznego, to staram się znaleźć coś, co ludziom też się może spodobać, a do czego nie mają dostępu. I tak było m.in. w przypadku „co w lesie piszczy.. po zmroku”. Było to wydarzenie na zasadzie treningu w lesie. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent osób samych do lasu nocą by się nie wybrało, a tutaj padła inicjatywa: „chodźcie, zobaczycie w lesie po ciemku też jest fajnie, a w grupie nie musicie się martwić” – byli zachwyceni.
Jeżeli chodzi o „EPAmaraton”, który w sumie później okazał się ultramaratonem, to pomyślałem sobie, że czemu by nie obiec Pabianic. Często mówi się, że Pabianice są małe i nie ma gdzie biegać. Z racji tego pomyślałem sobie, „a może trzeba obiec Pabianice dookoła?” Wyznaczyłem trasę po granicach terytorialnych miasta. I biegaliśmy.

„CROSS po zmierzchu” był jednak bardziej profesjonalny.
Stwierdziłem, że chcę zrobić bieg, taki bardziej profesjonalny, za który będę w 100% odpowiedzialny, z pomiarem czasu, medalami, wyżywieniem, startem i metą. Chciałem zrobić atmosferę poważnych zawodów. Nie było to łatwe, ponieważ w Lesie Karolewskim nie ma żadnej bazy, gdzie można zrobić biuro zawodów, nie ma prądu, więc sporo musiałem kombinować, żeby znaleźć kogoś kto będzie chciał to wspomóc. Udało się.

Twoją aktywność można śledzić na Facebook’u.
Mam czasami potrzebę pisania, wstawienia jakiegoś zdjęcia, czy tak po prostu dzielenia się tym co robię z innymi. Czułem, że nie wszystkim moim znajomym to odpowiada – są ludzie, którym podoba się, że coś robisz, z jakiegoś powodu się uśmiechasz, jednak jest też grupa ludzi, których to irytuje. Dlatego stwierdziłem, że nadal chcę się dzielić, ale będę to robił dla tych, którzy chcą to zobaczyć i tak powstał fanpage. Kto chce ten obserwuje, a nie męczę znajomych na prywatnym profilu.

Ostatnio nagrałeś filmik, w którym wywołujesz Prezydenta Pabianic do tablicy. Pokazałeś, że baza sportowa w podobnej wielkości mieście może wyglądać profesjonalnie. U nas tak nie wygląda. 
Tak. Planuję się spotkać z prezydentem w sprawie stadionu. Czuję że mogę być głosem tego biegowego środowiska. Sam jestem ciekaw co powie. Ja w filmiku jasno powiedziałem, że on miał mój głos. No, ale czuję się trochę zawiedziony, bo nic się w tym temacie nie dzieje, a to był jeden z głównych punktów kampanii wyborczej obecnego prezydenta. Wiadomo, że kampania to przeganianie się w obietnicach, ale skoro ktoś to powiedział, no to przepraszam, ale niech słowa dotrzyma. Dlatego też, mam zamiar dalej to kontynuować i naciskać. Chciałbym, aby w Pabianicach był obiekt sportowy z prawdziwego zdarzenia, bo stadion, to bardzo dużo, a szczególnie dla młodzieży.

Jakie są Twoje sportowe plany i marzenia?
Jestem przeciwnikiem maratonów. Uważam, że są to mało atrakcyjne biegi, ale chce tę ”trójkę” w maratonie złamać i na pewno będzie to w Barcelonie. Natomiast z takich naprawdę górnolotnych marzeń, to chciałbym ukończyć UTMB* Chamonix-Mont-Blanc – taka Mekka biegaczy i chyba każdy pasjonat biegania chciałby kiedyś tam wystartować.

Czego Ci życzyć?
Zdrowia, bo amator ma mało czasu na regenerację, a jak zdrowie będzie, to o resztę sobie zadbam.

Życzę Tobie i Twojej rodzinie zdrowia, ale też żeby ta motywacja była u Ciebie jak najdłużej, bo to ona napędza i jest elementem, który nie pozwala przestać.

 

* Ultra-Trail du Mont-Blanc – jest to jeden z najtrudniejszych ultramaratonów terenowych w Europie. Uczestnicy mają do pokonania 170km., a łączne przewyższenie to 10000m. Trasa wiedzie szlakami dookoła masywu Mont Blanc i przebiega przez trzy państwa: Szwajcarię, Francję i Włochy.

Wszystkie działania Marcina można śledzić na jego fanpagu:

https://www.facebook.com/PABIANAJSRUNNER/

REKLAMA
Subskrybuj
Powiadom o
13 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments

„Jest przykładem na to, że na każdą pasję można znaleźć czas” – „Jestem kierownikiem rejonu Częstochowa w firmie pożyczkowej.” Czyli ma czas gdzie odpoczywać po treningu.
Też jestem kierownikiem i właśnie jestem zapracowany w pracy.

To nie jest tak do końca. Spędzanie plus minus 10-11 h w pozycji siedzącej ma negatywny wpływ na każdego z Nas, a w sporcie nawet tym amatorskim jest niezwykłym utrudnieniem.
Fizycznie nie przemęczam się, ale stres związany z pracą na wyniku potrafi wyrządzić więcej złego niż wykopanie 10 rowów w 8h na placu budowy. Każda praca na swój sposób męczy, nie ma chyba takiej z której wychodzi się wypoczętym. Pozdrawiam

Gratulacje i szacunek za zaangażowanie! Dzięki takim ludziom jak Ty w naszym mieście jest szansa na rozwój.
Pojawiło się sporo kretyńskich komentarzy pod Twoim adresem, ale kompletnie się tym nie przejmuj i rób swoje. Najwyraźniej Ci ludzie są zainteresowani realizacją jedynie własnych potrzeb i to tych z najniższych poziomów piramidy Maslowa.
A pomysł na kolejną dużą imprezę biegową w Pabianicach (np. 10 km) jest świetny. Każda taka impreza to szansa na promocję i rozwój Pabianic.

Gdybyś faktycznie był taki zapracowany to nie miałbyś czasu na pisanie głupot 🙂

Przecież zwykły Kowalski czy Nowak nic nie ujmując tym państwu po pracy Ma dosyć. Ale jak w robocie nuda to po pracy trzeba się czym zająć żeby móc się lansować. Szkoda gadać .Zwykły człowiek żyje trochę bardziej realnie. Biega …. ale jak ogarnie dzieci i Dom.

Czlowiek ma pasje poprostu biega, a wywiad jakby Bog wie co zrobil i byl narodowym bohaterem. Nie chce myslec jaki bedzie wywiat z pasjonatem szachow, modelarstwa a juz nie wspomne o zapalonym filateliscie 🙂 To bedzie naprawde ekscytujace.

Artykuły o zaangażowanych ludziach, mających pozytywny wkład w życie lokalnej społeczności są bardzo ciekawe. Dużo ciekawsze od np. taniego lansu lokalnych polityków/urzędników.
A Ty jakie masz pasje i co wartościowego robisz po pracy dla lokalnej społeczności?

Ja nie neguje tego ze biega, niech biega ma czas na to i ok. Tylko nie ma co z tego robic sensacji, bo takich ludz jest cala masa. To o niczym innym bysmy nie czytali jak o takich ludziach. Ja osobiscie po pracy jade do drugiej i tak wyglada moj tydzien, a w nd i jak sie zadko zdarzy w sob to robie cos wokol domu bo jak sie nie mieszka w blokach to kazdy wie ze wokol domu jest zawsze cos do zrobienia. Takze ja tego goscia pozdrawiam i niech biega jak ma czas i sile, bo ja biegne… Czytaj więcej »

Chyba nie przeczytałeś całego wywiadu.

Artykuł jest o zaangażowaniu społecznym a nie o bieganiu. Warto czytać ze zrozumieniem.

to już wiadomo czemu trenuje biegi , jak pracuje w firmie pożyczkowej to musi szybko biegać

Czytam komentarze i jestem w szoku. Zamiast pogratulować człowiekowi zaangażowania (ewentualnie nic nie pisać), wylewa się hejt i głupota.
Zrezygnujcie z oglądania tv i picia browaru na kanapie po robocie i też będziecie mieli czas na realizowanie swoich pasji.

Zawsze jest latwiej krytykowac – niz doceniac. Dzialalnosc spoleczna jaka czyni Pan Marcin zasluguje na pochwaly!
Krytycy moga zglosic do redakcji swoja dzialanosc i pewnie P. Jach przeprowadzi z nimi wywiad rzeka.