Miał być najpóźniej do połowy lutego. Ale zrealizowanie tej ważnej dla bezpieczeństwa mieszkańców inwestycji, jaką jest uruchomienie miejskiego monitoringu najwyraźniej przekracza możliwości miasta i firmy, która przyjęła do realizacji to zlecenie. „Ostatecznego terminu” nie udało się dotrzymać. Nie po raz pierwszy.
Temat pojawił się w sierpniu 2017 roku, kiedy w miejskim budżecie zarezerwowano pieniądze (95 tys. zł), by móc rozpocząć przedsięwzięcie. Zostały też wytypowane pierwsze punkty, gdzie miały pojawić się kamery. Cztery monitory do obserwacji obrazu z nich straż miejska otrzymała miesiąc później. Wtedy urzędnicze plany zakładały nawet, że pabianiczanie znajdą się w oku Wielkiego Brata na przełomie 2017 i 2018 roku.
O tym, że miejski monitoring zacznie działać z opóźnieniem portal EPAinfo informował… rok temu (dokładnie 17 lutego – TUTAJ). Potem było tylko gorzej. Pierwszy ogłoszony przez magistrat przetarg na najem miejskiego monitoringu został unieważniony. Światełko w tunelu pojawiło się w drugiej połowie sierpnia ubiegłego roku – urzędnicy wybrali firmę, której powierzyli zaprojektowanie, zainstalowanie i konserwację oraz dostawę obrazu do centrum monitoringu przy ul. Narutowicza 33. Toya, bo to z nią podpisano umowę, miała zrealizować zadanie w ciągu czterech miesięcy, tak, aby monitoring mógł ruszyć pod koniec roku (pisaliśmy o tym TUTAJ). Tyle teorii.
Kolejnym podawanym przez urzędników terminem uruchomienia miejskiego monitoringu był styczeń. Ale nie ostatnim.
– Na wczorajszym spotkaniu w Urzędzie Miejskim ustalono, że ostateczny termin uruchomienia monitoringu to połowa lutego – informowała 29 stycznia Aneta Klimek, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego.
Znów się nie udało. To, że monitoring nadal nie działa, potwierdza straż miejska.
– Toya ma wejść na budynki w przyszłym tygodniu (aby zainstalować kamery – przyp. red.), a do nas ma doprowadzić sygnał – usłyszeliśmy od komendanta Tomasza Makrockiego.