Strona główna Sport Piłka ręczna Uciekli spod gilotyny

Uciekli spod gilotyny

3

Pabianiczanie w starciu z czerwoną latarnią ligi – MOKS-em Słoneczny Stok Białystok niczym Hitchcock zafundowali swoim kibicom prawdziwy dreszczowiec. Na szczęście zakończył się on happy endem.

Pabiks Mag-Mar Pabianice – MOKS Słoneczny Stok Białystok 34:32 (15:20)

Rywale przyjechali do Pabianic jako czerwona latarnia ligi, która w 12 dotychczasowych meczach poniosła 12 porażek. Na dodatek w daleką podróż z Białegostoku do Pabianic goście wybrali się w zaledwie 10-osobowym składzie. To chyba już przed spotkaniem spowodowało rozprężenie w szeregach Pabiksu. Pabianiczanie przystąpili do spotkania wyraźnie nieskoncentrowani co dość długo skutecznie wykorzystywali bardzo ambitnie grający przyjezdni. W efekcie mecz do końcowych minut trzymał w napięciu i wydawało się, że Pabiks spełni w ostatnim meczu w roku rolę św. Mikołaja, który w ramach prezentu podaruje rywalom pierwszą wygraną w sezonie. Ostatecznie jednak w samej końcówce pabianiczanom udało się uciec spod gilotyny.

Jako pierwsi okazję bramkową stworzyli pabianiczanie, ale skiksowali, co natychmiast przerodziło się w szybką kontrę rywali, którzy po rzucie Karola Bartoszuka wyszli na prowadzenie. W gruncie rzeczy tak wyglądała większa część meczu. Pabianiczanie byli piekielnie nieskuteczni, a rywale czekali na swoją szansę i punktowali. Po w miarę szybkim wyrównaniu w 3. min zablokowany został rzut Bartłomieja Kiełbasińskiego i po szybkim kontrataku na 2:1 dla rywali podwyższył Dawid Werpachowski. Minutę później wyrównał Marcin Trojanowski, a w 5. min po raz pierwszy pabianiczanie prowadzili dzięki kapitalnej obronie Tomasza Wężyka i bramce Bartosza Gościłowicza po kontrze.

Rywale nie zamierzali jednak odpuszczać w tej samej minucie na 3:3 wyrównał Karol Bartoszuk zbierając odbitą od słupka piłkę po swoim rzucie i popisując się celną dobitką. W 6. min przy remisie 4:4 zablokowany został Sebastian Stawicki i białostoczan na prowadzenie wyprowadził Mateusz Puchalski. Na 5:5 trafił będący nie do zatrzymania podczas całego meczu niezawodny Trojanowski, ale chwilę później Borsuk obił poprzeczkę, a Stawicki ponownie został zablokowany. Rywale po każdej z tych akcji wyprowadzali skuteczne kontrataki i w 11. min prowadzili 8:5. Wtedy czas wziął trener Pabiksu Włodzimierz Stawicki.

Przerwa i uwagi trenera nie podziałały jednak na pabianiczan, bo po wznowieniu  Karol Bartoszuk po raz kolejny wykorzystując całkowicie bierną postawę naszych zawodników w obronie zebrał obronioną przez Tomasza Wężyka piłkę i z dobitki nie dał mu szans trafiając na 9:6. Podobnie było zresztą w kolejnych minutach, w których rywale seryjnie zdobywali gole przedzielane indywidualnymi zrywami Marcina Trojanowskiego, który był nie do zatrzymania dla bramkarza i obrony rywali trafiając z wszystkich pozycji zarówno „na siłę”, jak i technicznie. W 17. min przyjezdni po zablokowanym rzucie Kiełbasińskiego i skutecznej kontrze prowadzili już 13:8. Chociaż dobrze dysponowany był Wężyk i sprzyjało mu szczęście (rywale ładne parę razy obili słupki) to w pojedynku z rywalami stał na przegranej pozycji, bo zupełnie nie miał wsparcia w swoich kolegach, którzy przyglądali się jak rzucają rywale.

Swoje bronił także w bramce MOKS-u Robert Maksymowicz, który w 19. min przy prowadzeniu swojej drużyny 14:9 obronił m.in. rzucany na dwa tempa rzut karny przez „profesora” Gościłowicza, a minutę później przy stanie 14:10 obronił kontratak wykończony przez Borsuka. Ostatnie 10 minut do gra bramka za bramkę i na przerwę rywale schodzili zasłużenie prowadząc 20:15.

 

Od początku drugiej połowy Pabiks rzucił się na rywala i szybko, bo już po trzech minutach i trafieniach Trojanowskiego oraz Steglińskiego zbliżył się na trzy bramki. Taka różnica utrzymywała się przez kolejne niespełna 10 minut wtedy dwoma udanymi interwencjami pod rząd w bramce popisał się doświadczony Marcin Zajkiewicz i pabianiczanie ponownie po bramkach Trojanowskiego i Steglińskiego zbliżyli się na zaledwie jedno oczko. W 41. min było 23:24.

Po czasie dla trenera Słonecznego Stoku – Sebastiana Dytmana przed szansą na wyrównanie stanął Stegliński, ale stracił piłkę, a rywale przeprowadzili zabójczą kontrę i za sprawą Dawida Werpachowskiego odskoczyli na dwie bramki. Pabianiczanie po trafieniach Trojanowskiego i Steglińskiego znów jednak zbliżyli się na jedną bramkę (25:26 w 45. min), ale znów szansę na wyrównanie zmarnował Stegliński, który tym razem fatalnie przestrzelił. Ponownie też z atakiem popędził Werpachowski i w 46. min rywale prowadzili 27:25. Na domiar złego chwilę później w słupek z rzutu karnego trafił Sebastian Stawicki, który wyraźnie nie miał swojego dnia, a po kontrze także w słupek trafił Gościłowicz i wydawało się, że rywale pomimo wąskiej kadry faktycznie „dowiozą” zwycięstwo do końca.

Chwilę później jednak białostoczanie wyraźnie „pękli”. Pabianiczanie zaczęli grać wysoką obroną, a rywale nie mający już siły na koronkowe akcje zaczęli rzucać z nieprzygotowanych pozycji. To było wodą na młyn dla pabianiczan, którzy między 48. a 51. min trafili cztery gole z rzędu (Gozdalski, Trojanowski, Gościłowicz z karnego i Borsuk) i wyszli na jednobramkowe prowadzenie.

Wtedy jednak niespodziewanie na ostatni zryw zdecydowali się goście, którzy odpowiedzieli trzema golami z rzędu i w 53. min to oni prowadzili 31:29. Znów jednak pabianiczanie grający wysoką obroną zaczęli wymuszać błędy na zmęczonych rywalach doprowadzając w 54. min po pięknej bramce Damiana Pieczyńskiego do wyrównania, a chwilę później za sprawą będącego nie do zatrzymania Trojanowskiego wychodząc na prowadzenie 32:31. To nie był jednak koniec emocji.

Ostatnie cztery minuty to prawdziwa gra nerwów. Białostoczanie bowiem za sprawą Bartoszuka, prowadzącego pojedynek na najjaśniejszą gwiazdę meczu z Trojanowskim, wyrównali do stanu po 32! Pabianiczanie jednak ponownie wyszli na prowadzenie za sprawą Pieczyńskiego, a w 59. min wykorzystali kontrę i prowadzili 34:32. Wydawało się, że jest już po meczu, ale 40 sekund przed końcem przyjezdni mieli jeszcze rzut karny i mogli złapać kontakt. Dobrą interwencją popisał się jednak Wężyk i wybił rywalom punkty z głowy. Chwilę później zabrzmiała syrena końcowa.

Pabiks: Łuczyński, Wężyk, Zajkiewicz – Trojanowski 12, Gościłowicz 5, Stegliński i Pieczyński po 4, Gozdalski 3, Borsuk i Kiełbasiński po 2, Andrysiak i Stawicki po 1, Matyjasik.

MOKS: Maksymowicz, Gregorczuk – Bartoszuk 11, Puchalski 10, Werpachowski 6, Poćkowski i Kowalczuk po 2, Stec 1, Sakowicz, Maksymczuk.

REKLAMA
3 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments

jak zwykle gwiazdorzy z Pabiksu zlekceważyli rywali, bo myśleli, że już 2 pkt są w kieszeni. zero ambicji u niektórych zawodników, zero głowy do uprawiania sportu na poziomie rywalizacji z innymi, zbyt wysoka pewność siebie. powinni dostać na treningach ostry wp…

ale zagrało dużo młodych, perspektywicznych pabianiczan – jak na mecz z outsiderem bez punktu – extra!

Do Pana/Pani wyżej z tego co wiem to do kadry seniorów należy sporo osób aaa to kto grał tutaj to jest po prostu pierwszy skład miły kolego / koleżanko … Nie obrażając nikogo młodzi to powinni grać właśnie a szans na to jak na lekarstwo… Niestety wydaje mi się że jednak staż a nie chęć do gry są najważniejsze dla naszych pabianickich szczypiornistów … i to boli…