Strona główna Aktualności Powojenne Pabianice w oczach Francuzki

Powojenne Pabianice w oczach Francuzki

0
Powojenne Pabianice

Lina Nawrocka do Pabianic przyjechała w 1965 roku z Francji. Przyjechała z miłości do Polaka, bo miasta nie dało się wtedy pokochać.

Francuzka o swoich wrażeniach z przeprowadzki do naszego miasta opowiada dziennikarzom Polskiego Radia w reportażu „Cudzoziemcy w PRL-u: przyjeżdżali nie tylko z miłości”. Pani Lina przyjechała do Pabianic z mężem Bolesławem Janem Nawrockiem, synem Bolesława Antoniego, artysty malarza (1877-1946). Bolesław Nawrocki zaraz po wojnie zamieszkał nad Dobrzynką i w latach pięćdziesiątych studiował na wydziale fortepianu Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Łodzi.

W roku 1958 rozpoczął, trwającą aż do połowy lat osiemdziesiątych, współpracę z francuskim Krajowym Centrum Badań Naukowych, równocześnie studiując prawo międzynarodowe i muzykologię w Centre Universitaire Européen (Nancy), Instituto dei Studii Europei (Turyn), Institut des Hautes EtudesInternationales (Paryż). Uwieńczeniem studiów zagranicznych był doktorat nauk prawnych, uzyskany w 1960 r. na Uniwersytecie Paryskim. To właśnie tam poznał swoja przyszłą żonę i ściągnął ją do Polski.

– W 1965 lądowałam w Pabianicach, bo tam był dom rodzinny.To było wrażenie od początku bardzo przygnębiające – wspomina Lina Nawrocka. – Tłum był taki bury, zmęczony, przygnębiający. Szokowało mnie, że nikt nie patrzył, czy ktoś jest na jego na drodze. Ludzie w siebie uderzali.
Francuzka wspomina też warunki mieszkaniowe w jakich przyszło mieszkać ówczesnym pabianiczanom. – Ale to wchodzenie do tych domów w kamienicach przedwojennych ze wspaniałymi resztkami. Klatka schodowa okropnie ponura, mieszkania były kołchozami. W dużym holu były szafy, skład rozmaitych przedmiotów należących do współlokatorów. Rodziny były wtłoczone w pokojach. Wspólna kuchnia – ponura, nijaka. Wspólna łazienka i ubikacja. Wrażenie było dla mnie bardzo przygnębiające. Mieszkania były martwe. Żadnego zapachu kuchennego, życia.

Cudzoziemka odwiedzała też okoliczne targi zarówno w Pabianicach i w Łodzi, jak wspomina była to dla niej prawdziwa egzotyka. – Te wszystkie towary jak proponowane na tych straganach, te baby z kwiatami. Otwierałam takie wielkie oczy – mówi w reportażu.

Pod koniec lat sześćdziesiątych małżeństwo Nawrockich wyjechało do Warszawy.

REKLAMA