Strona główna Styl życia Ludzie Oni wiedzą, „O co biega”

Oni wiedzą, „O co biega”

1
Mróz i śnieg nie są dla nich żadną przeszkodą, by kąpać się na Lewitynie czy pokonywać długie kilometry – biegiem, na rowerze lub maszerując z kijkami. „Wariatów” z „O co biega” wyróżnia sportowa aktywność przez cały rok. To również nowe znajomości, zabawa i mnóstwo pozytywnej energii.
Sport to my

Oficjalnie klub powstał w grudniu 2017 roku, jego członkowie działali jednak wcześniej, organizując biegi niepodległości. Pomysł zarejestrowania stowarzyszenia pojawił się po trzeciej edycji tej imprezy.

– Byliśmy, i nadal jesteśmy, grupą przyjaciół, która w końcu postanowiła się zalegalizować – tłumaczy Robert Lewera, szef klubu. – W miarę upływu czasu dołączały do nas kolejne osoby. Mamy ich teraz ponad pięćdziesięcioro.

Większość stanowią pabianiczanie, ale z klubem związali się także mieszkańcy Ksawerowa i Łodzi. Bo zaprasza on w swoje szeregi wszystkich, którzy lubią sport i… innych ludzi – to warunek konieczny. Bez znaczenia jest natomiast wiek. Można być uczniem, studentem, ale też babcią i dziadkiem. Najstarszym klubowiczom „stuknęła” już zresztą pięćdziesiątka, chociaż przeważają ci w wieku 30+ i 40+. Wszystkim trudno sobie wyobrazić siedzenie w kapciach przed telewizorem, skoro jest tyle innych, dających radość możliwości spędzania wolnego czasu. I konsekwentnie swoim podejściem do życia i czerpaniem z niego pełnymi garściami zarażają kolejne osoby.

Teoretycznie „O co biega” ma cztery grupy – biegaczy, rowerzystów, nordic walking i morsów. W praktyce trudno mówić o wyraźnych podziałach.

– Większość naszych klubowiczów nie skupia się wyłącznie na jednej dyscyplinie, nawet jeśli od jednej zaczyna. „Chodziarze” wkręcają się w bieganie, cykliści – w morsowanie. Nawet sami nie wiedzą, kiedy i jak to się dzieje – mówi Robert Lewera.

Nie taki diabeł straszny…

Dla tych, którym niestraszna zimna woda, gdy na dworze temperatury oscylują w okolicy zera, rytuałem stały się kąpiele na Lewitynie. Zainteresowanie tą formą aktywności stopniowo się zwiększa. Morsy spotykają się w każdą niedzielę rano i spontanicznie w inne dni. O zaletach kąpieli w przeręblu mogliby opowiadać długo: że poprawia krążenie, zwiększa odporność organizmu, przyczynia się do lepszego ukrwienia skóry, hartuje ciało… Przekonują jednocześnie, że strach ma wielkie oczy i że zamiast wygłaszać teksty „Ja sobie tego nie wyobrażam!”, lepiej przyjść i przekonać się, czy rzeczywiście, na własnej skórze.

W siłę rosną najliczniejsi od początku biegacze (od nich zresztą, na co wskazuje nazwa klubu, wszystko się zaczęło). Nie tylko pod względem liczebności, ale również dlatego, że mają na koncie coraz więcej sukcesów, nie tylko lokalnych, ale również na szczeblu ogólnopolskim – w biegach indywidualnych, drużynowych, ultramaratonach… Wszystkich nie sposób wymienić. Tak czy inaczej nie byłoby ich, gdyby nie regularne treningi.

– Odbywają się zwykle dwa razy tygodniu i są adresowane zarówno do początkujących, jak i zaawansowanych biegaczy. Spotykamy się m.in. na „Leśnej Wyrypie” , „Diamentach z Popiołów”, a w okresie letnim na „Rzeźni”. Niektórzy osiągają miesięcznie 400 kilometrów – wyjaśnia Piotr Kardas, jeden ze starszych stażem klubowiczów.

Rowerzyści raczej w zawodach nie startują. Dla nich najważniejsza jest rekreacja, oczywiście na dwóch kółkach oraz integracja. Stąd dłuższe i krótsze wycieczki krajoznawcze, podczas których zwiedza się okolice. Wiosną i latem chętnych do pedałowania przybywa, ale najwytrwalsi kręcą cały rok.

– Ilu nas jest? Hmm… Na palcach rąk dałoby się policzyć, kto w „O co biega” nie jeździ – odpowiada Kamil Lisiewicz, zapalony cyklista.

Ze wspólnej aktywności cieszy się również grupa „chodziarzy”. Ich stałe miejsce spotkań to las w Tereninie. I chociaż przemierzanie duktów z kijkami wcale nie należy do tak łatwych, jak mogłoby się wydawać (chodzi przecież o odpowiednią technikę), mają one niezwykłą moc integrowania. Przekonało się o tym już wielu klubowiczów. Inna sprawa, że część tych, którzy jeszcze niedawno byli tylko „chodziarzami” postanowiła „przekwalifikować się” na biegaczy, co sprawia, że kręgi towarzyskie są coraz szersze.

Doświadczenie i nowicjat

„Nie! Nie ma mowy!” – taka była pierwsza myśl Elżbiety Osiei, gdy zobaczyła zanurzających się w lodowatej wodzie klubowych kolegów. Pabianiczankę Bałtyk zniechęca do kąpieli nawet latem. Ale kąpiel w przeręblu, gdy słupek rtęci na termometrze spada poniżej zera? Jak najbardziej. Bo morsowanie to podobno zupełnie inna historia.

– Wystarczy raz się przełamać, później idzie już z górki. Zresztą we wszystkim – przekonuje Ela, która pokusiła się o nowe doświadczenie. – Kiedyś uważałam, że nie mam predyspozycji do sportu. Wszystko zaczęło się od nordic walking z „Formą na piątkę”. Chodziłam „uzbrojona” w kijki tak długo, aż „wychodziłam” trochę sukcesów na zawodach. Poza tym biegam.

Początki niektórych klubowiczów nie zapowiadały uprawiania różnych dyscyplin. Co więcej, są tacy, których dotychczasowa aktywność w ogóle była, mówiąc oględnie, umiarkowana.

– Pomijając jazdę na nartach moje sportowe życie nie było wcześniej zbyt bogate – ani siłowni, ani basenu, ani fitness… Sporadycznie rower. Czyli niewiele. Bieganie? Kompletna abstrakcja – przyznaje z rozbawieniem Renata Stelmach – Jach, nowicjuszka w „O co biega”.

Niedawno „zrobiła” swoich pierwszych siedem kilometrów i nie zamierza na nich poprzestać. Cel – zdrowie, zgrabna sylwetka i jeszcze więcej energii.

– Swoją przygodę z klubem zaczęłam jednak od morsowania – wyjaśnia Renata. – Było to wyzwanie, ale spodobało mi się na tyle, że przyjeżdżam na Lewityn w każdą niedzielę i jestem w wodzie co najmniej piętnaście minut.

Jolancie Owczarek, pełniącej rolę rzecznika prasowego „O co biega”, frajdę sprawiają wszystkie formy aktywności – począwszy od jazdy rowerem, przez morsowanie i nordic walking, na bieganiu kończąc. W listopadzie „cztery kółka” zostały jednak „zawieszone”, do wiosny, bo kilometry kręci się milej przy wyższych temperaturach.

– Inaczej ma się sprawa z pozostałymi dyscyplinami – im zima w ogóle im nie przeszkadza – śmieje się Jola. – Osobiście chyba najbardziej lubię biegać. Pierwszym poważnym sprawdzianem będzie dla mnie w marcu pabianicki półmaraton.

Przykład idzie z góry

Dla Roberta Lewery ciągłe życie na najwyższych obrotach jest czymś naturalnym. To nie typ prezesa – pana i władcy, ale „motywatora”. Morsuje, dużo biega, jeździ rowerem. Poza tym robi jeszcze mnóstwo innych rzeczy – chodzi po górach, jeździ na nartach, bliskie są mu również „biegówki”. Zaraża hokejem. Udziałów w maratonach i innych imprezach sportowych nie byłby w stanie policzyć. Jest jednak coś, do czego nie ma serca…

– To kijki, bo uprawiać nordic walking też próbowałem. Tylko że mi się plątały… Raczej nie wrócę do nich szybko – stwierdza.

Główną pasję Piotra Kardasa stanowi bieganie. Przede wszystkim właśnie on „opiekuje się” osobami podzielającymi jego zainteresowania, a raczej daje biegaczom solidny, aczkolwiek adekwatny do możliwości wycisk. Siebie też nie oszczędza, przeciwnie. „Specjalizacja” – długie dystanse.

Udało mi się ukończyć warszawski supermaraton, czyli trasę liczącą 100 kilometrów w 12 godzin – zdradza Piotr. – W ultramaratonie „Leśna doba” w ubiegłym roku byłem wśród pabianiczan trzeci, poprzednim razem – na pierwszym miejscu. Generalnie najbardziej interesują mnie biegi dwunasto- i dwudziestoczterogodzinne.

Okazję do wykazania się formą biegacze będą mieli m.in. podczas wyjątkowej imprezy, jaka jest przewidziana w czerwcu w Pabianicach, czyli „UltraParku 48h”.Oprócz głównego biegu, trwającego dwie doby, przewidziano ultramaraton na 50 kilometrów i supermaraton na 100 kilometrów. Chęć uczestnictwa deklarują już nie tylko zawodnicy z kraju, ale również zagraniczni.

– Takich „dystansów” w Polsce, a nawet w Europie jest zaledwie kilka, przez co oczy całego biegowego świata będą skupione na nas – wyjaśnia Jolanta Owczarek.

REKLAMA
Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments

Szkoda tylko, że ci ludzie się w lesie zachować nie umieją. Zachowują sie jakby byli najważniejsi na świecie. Wjeżdżają samochodami w sam środek lasu, parkują koło jeziorka. Jak idą to strasznie hałasują i idą całą szerokością drogi. Ani obok nich przebiec ani ominąć. Dużo w tym jest na pokaż, mało skupienia i poszanowania natury.