Poczta Polska od lat tonie w chaosie organizacyjnym i nie widać światełka w tunelu, tymczasem zarząd spółki zapowiada zmiany i… redukcję etatów.
Jak sytuacja wygląda w Pabianicach?
Działalność głównej placówki przy ul. Pułaskiego pozostawia wiele do życzenia. Urządzenie wydające numerki do kolejki jest nieczynne. Działa jedno – góra dwa okienka, dlatego trzeba odstać swoje.
Podobnie sytuacja ma się w oddziale na Bugaju – czynne jedno na pięć okienek, a kolejka do drzwi.
W cierpliwość trzeba uzbroić się podczas oczekiwania na list.
Sprawdziliśmy jak długo trwa wysyłka na terenie Pabianic. List wrzucony do skrzynki 18 lutego we wtorek dotarł 27 lutego w czwartek, choć poczta deklaruje doręczenie w ciągu 5 dni.
Pojawia się więc pytanie – skoro teraz brakuje rąk do pracy, to jak bardzo sytuacja się pogorszy, gdy zredukują etaty?

Zamiast zatrudniać, będą zwalniać
Obecny zarząd Spółki musiał wprowadzić w życie Plan Transformacji, który jest konieczny, aby odbudować rynkową pozycję jednej z najstarszych w Polsce firm. Aby uratować Pocztę, trzeba ograniczyć zatrudnienie, a jednocześnie utrzymać zdolności operacyjne Spółki. Dotychczas koszty pracownicze stanowiły aż 65 proc. kosztów Poczty Polskiej, a to zdecydowanie najwięcej w branży w Europie – u zagranicznych operatorów pocztowych koszty pracy stanowią ok. 35-40 proc – pisze w mailu rzecznik Poczty Polskiej.
Spółka wprowadziła tzw. Program Dobrowolnych Odejść. Nie są one do końca dobrowolne. Pracowników wytypowanych do PDO wyznaczają kierownicy i dyrektorzy.
Chciałem skorzystać z programu, niestety nie mogę. Nie chcą mnie zwolnić na tych warunkach, a praca w poczcie to koszmar. Większość ludzi nie ma kompetencji do pracy na swoich stanowiskach, a ci kompetentni są wyrzucani, bądź robi się wszystko, aby sami odeszli – dodaje jeden z pracowników, który zgodził się z nami rozmawiać.
Warunki dobrowolnych odejść
W pierwszym etapie oferty PDO zostały skierowane pod koniec ubiegłego roku do ponad 900 pracowników, z których aż 73 procent je przyjęło. W tym roku w skali kraju Program obejmie nie więcej niż 8518 etatów, a dyrektorzy, kierownicy, pracownicy administracji i wsparcia różnego typu stanowią połowę wytypowanych osób. PDO obejmuje 9-krotność miesięcznego wynagrodzenia zasadniczego, jeśli będzie wypłacana co miesiąc lub równowartość 5-krotności wynagrodzenia zasadniczego, jeżeli ma być wypłacona jednorazowo w terminie 21 dni od daty rozwiązania stosunku pracy. Zakłada on także możliwość kontynuacji ubezpieczenia grupowego i dodatkowej opieki medycznej przez 3 lata od rozwiązania umowy, umorzenie zwrotu kosztów za szkolenia czy studia ukończone w czasie pracy, brak okresu wypowiedzenia umożliwiający rozpoczęcie nowej pracy już następnego dnia po rozwiązaniu umowy czy dostęp do platformy edukacyjnej do końca tego roku.
Nie udało nam się dowiedzieć, ile osób pracujących na Poczcie Polskiej straci pracę w Pabianicach.
Nie podajemy szczegółowych danych dotyczących regionów, w tym dotyczących zatrudnienia w poszczególnych placówkach – to wewnętrzne informacje organizacyjne – czytamy w mailu rzecznika Poczty Polskiej.

Sytuacja listonoszy
Nie tylko pracownicy stacjonarnych placówek są przerażeni obecną sytuacją, z którą przyszło im się zmierzyć. Kolejną grupą borykającą się z problemami są listonosze. Kiedyś powszechnie szanowani i niezastąpieni, dziś postrzegani przez wielu jako zbyteczna grupa zawodowa.
Zanim dostaniemy listy do rozwiezienia muszą zostać one wpisane w system. W naszym rejonie korespondencje 40 listonoszy obsługują dwie osoby w systemie, co znacząco wydłuża proces. Nie dajemy już rady, czasem jest to 300 listów dziennie do dostarczenia. Najgorsze są odległości między rejonami. Kolega musi objechać 70 km. Czasem po prostu nie starcza czasu, aby rozwieźć całą korespondencję. Nikt nie płaci nam za nadgodziny. Wypłata to mniej niż najniższa krajowa, dopłacają do niej poprzez premię, ale ta też jest niewielka – mówi jeden z doręczycieli.
Co ciekawe żeby dostać premię listonosz ma obowiązek sprzedania 100 gadżetów w miesiącu.
Nie namawiam ludzi na zakupy, nie mam serca. Sprawdziłem ceny tych produktów, są znacząco podwyższane. Marnej jakości długopis sprzedajemy za ponad 3 zł, a w sklepie papierniczym dużo lepszy kosztuje 1,6 zł. Cukierek pocztowy – 40 zł za kg. Te ceny są śmieszne – dodaje listonosz na terenie powiatu.
Kolejnym kontrowersyjnym aspektem jest zużywanie paliwa przez listonoszy.
Pracuje na systemie GPS, który często jest naciągany. Mimo, że jadę drogami pod koniec dnia zalicza mi trasę na „skróty” przez pola i lasy. Poczta Polska w ten sposób oszczędza by nie zapłacić nam należnej kwoty za paliwo – dodaje.
Pracownik, który przepracował w Poczcie Polskiej 17 lat wspomniał, że spółka planuje sprzedać pocztowe samochody dostawcze za 70% ceny. Ma to zachęcić zwolnionych pracowników do założenia własnej działalności.
Robią wszystko by zniechęcić ludzi do tej pracy. Poczta chyli się ku upadkowi. To przykre. Instytucja ta działała nawet w czasie wojny – dodaje pracownik.
Czy za parę lat firmy takie jak InPost czy DPD zastąpią Pocztę Polską? Tego nie wiemy, ale jedno jest pewne – kolejki na Poczcie w Pabianicach po redukcji etatów zapewne będą jeszcze większe.