Strona główna Na sygnale Kryminalne Proces w sprawie wypadku: Kamil K. wycofuje wcześniejsze zeznania…

Proces w sprawie wypadku: Kamil K. wycofuje wcześniejsze zeznania…

0

W Sądzie Rejonowym w Pabianicach odbyła się dzisiaj druga rozprawa w procesie przeciwko 23-letniemu Kamilowi K., któremu prokuratura zarzuca spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu i środków odurzających oraz ucieczkę z miejsca zdarzenia. Mężczyzna został dowieziony do sądu z więzienia, gdzie odbywa karę jako jeden z trzech skazanych w głośnej sprawie śmierci 31-letniego rowerzysty na ul. Nawrockiego.

Wypadek, o który Kamil K. jest oskarżony, miał miejsce 7 listopada 2016 roku na ul. Zamkowej przy skrzyżowaniu z ul. Piłsudskiego. Jak wynika z ustaleń prokuratury, 23-latek potrącił pieszego na pasach i zamiast udzielić mu pomocy odjechał.

Na dzisiejszą rozprawę wezwano w charakterze świadków kilka osób, m.in. rodziców mężczyzny, którzy stawili się w sali, ale oboje odmówili składania wyjaśnień.

Jako pierwszy zeznawał pokrzywdzony. Z jego słów wynikało, że ma sporo wątpliwości, czy doszło do potrącenia.

– Przechodząc byłem przekonany, że wszystkie samochody stoją. Nie potrafię powiedzieć, czy ten samochód (Volkswagen Passat – przyp. red.) jechał prosto, przy chodniku, czy wyminął inne przed przejściem. Poczułem ból w lewej nodze. Pan, który mnie wciągał na chodnik, mówił, że samochód mnie potrącił, a ja, że nie, że był to podmuch… Robiłem uniki, żeby mnie nie uderzył. Z tego co pamiętam, manewrował. Potem widziałem tylko światła, bo odjechał… – mówił Tomasz B.

Dzisiejsze zeznania różnią się od tych złożonych przez niego w komendzie policji tuż po zdarzeniu, co nie mogło umknąć uwadze sędziego Jacka Olszowca. W protokole z przesłuchania widnieje, że mężczyzna został potrącony przez samochód.

– Ale ja tłumaczyłem policjantowi, który mnie przesłuchiwał, że nie jestem na 100% pewien, czy mnie uderzył i myślałem, że tak to zostało zapisane. Swoje zeznania przeczytałem pobieżnie. Nie miałem okularów… – stwierdził przesłuchiwany mężczyzna.

Podkreślił też, że oprócz kilku tysięcy odszkodowania z firmy ubezpieczeniowej otrzymał również 7 tys. zł od matki Kamila K., w domu jego rodziców, dokąd pojechał.

– W związku z tym zdarzeniem nie żywię do oskarżonego żadnej urazy – mówił Tomasz B.

W dalszej kolejności był przesłuchiwany Kamil K.

– Przede wszystkim chciałbym wycofać wyjaśnienia, które składałem na policji i złożyć nowe zeznania – zaczął swoją wypowiedź.

Jak brzmi ta nowa wersja? 7 listopada 2016 roku około godz. 15 spotkał się z kolegą. Razem pojechali do Łasku na hamburgery. Potem stwierdzili, że wracają do Pabianic. Kamil K. postanowił odwieźć Artura W. do domu. Jechali ulicą Zamkową, gdy Kamil K. zauważył, że poprzedzające go auta zaczynają zwalniać i że pierwsze włączyło kierunkowskaz, by skręcić w lewo, w ul. Piłsudskiego. Postanowił więc wyminąć samochody z prawej strony.

– Kiedy zbliżałem się do przejścia, zobaczyłem pieszego, który przechodził z lewej na prawą stronę. Znalazł się przed moją maską, ale w jakiejś odległości. Wykonał sus w prawo, w stronę chodnika, a ja manewr skrętu w lewo, żeby go ominąć. Zdaję sobie sprawę, że stworzyłem zagrożenie na drodze, ale jestem przekonany, że pokrzywdzony nie miał kontaktu z autem i że nie doszło do potrącenia – zeznawał oskarżony. – Pojechałem dalej. Po przejechaniu 20 – 30 metrów zobaczyłem we wstecznym lusterku, że pieszy upadł. Byłem w szoku, ale stwierdziłem, że nie ja spowodowałem wypadek.

Alkohol – po „setce” wódki i jednym piwie – mieli pić po tym zdarzeniu, gdy dojechali w pobliże miejsca zamieszkania Artura W. Potem kolega zadzwonił do wspólnego znajomego, by ten odwiózł Kamila K. do domu w Górce Pabianickiej. I tak się stało. Kilka minut później pojawili się tam policjanci i zabrali go do komendy.

Dlaczego Kamil K. podał tam inną wersję zdarzeń niż dzisiaj w sądzie? Twierdzi, że był wtedy w szoku. I później, podczas kolejnych przesłuchań, również. Musiał sobie to wszystko poukładać w głowie… Chce być obecny na następnych rozprawach, chociaż gdy rozpoczynał się proces, złożył wniosek o to, by nie musiał w nim uczestniczyć. Argumentem była chęć kontynuacji nauki w liceum ogólnokształcącym (taką możliwość daje zakład karny w Nysie). 23-latek mówił też o swoich problemach psychicznych – nerwicy na tle depresyjnym, zaburzeniach adaptacyjnych, próbie samobójczej i pobycie w Pabianickim Centrum Psychiatrycznym…

Sąd przesłuchał także trzy inne osoby, wśród nich byłą dziewczynę oskarżonego. Zeznała ona, że w dniu, w którym doszło do wypadku, idąc z mamą do sklepu widziała zaparkowany samochód Kamila K. przy ul. N. Gryzla. Nie kontaktowała się z nim od kilku miesięcy. Zadzwoniła natomiast do niego jej mama. Kamil K. miał odebrać telefon i powiedzieć, że nie może rozmawiać. Później już nie zadzwonił.

Na pytania sądu odpowiadał również mężczyzna, który na prośbę Artura W. odwoził Kamila K. do domu, bo 23-latek nie miał pieniędzy na taksówkę oraz policjant, który był obecny na miejscu zdarzenia.

Na rozprawie po raz drugi nie stawił się ważny świadek – Artur W. Z informacji przekazanych sędziemu przez mecenasa Piotra Studenta, obrońcę Kamila K., wynika, iż mężczyzna przebywa za granicą.

Oprócz niego w procesie będą jeszcze przesłuchani dwaj biegli – ten, który wydawał opinię dotyczącą obrażeń Tomasza B. (pieszy doznał złamania lewej kości udowej) oraz biegły z zakresu wypadków drogowych. Na wniosek obrońcy sąd powoła też na świadka drugiego policjanta, który zajmował się tym zdarzeniem.

Kamilowi K. grozi do 4,5 roku pozbawienia wolności. Na mocy wyroku wydanego w sprawie śmierci 31-letniego rowerzysty mężczyzna powinien być w więzieniu do 6 sierpnia bieżącego roku.

Ze względu na falę nienawiści i wulgarne komentarze dyskusja pod tym artykułem została zamknięta. 

REKLAMA