W bloku przy ul. Moniuszki 121/125 paliła się komórka. Na miejscu pracowali strażacy, przyjechała też policja. To prawdopodobnie kolejne podpalenie pod tym adresem.
Tak w każdym razie wynika z relacji jednej z mieszkanek bloku, do której należy komórka.
– Domyślam się, kto za tym stoi: nastolatkowie mieszkający w klatce obok. Kręcą się w naszej. Przeprowadziłam się tutaj niedawno, a to już nie pierwsze takie zdarzenie. Kilka tygodni temu były podpalone przewody elektryczne – mówiła zdenerwowana kobieta.
Na miejsce zostały skierowane cztery zastępy straży pożarnej (14 osób). Zanim dojechały, część mieszkańców bloku zdążyła go opuścić. Tych, którzy tego nie zrobili, poproszono, aby pozostali w swoich mieszkaniach, ze względu na bardzo duże zadymienie na klatce schodowej.
– Do pożaru doszło w piwnicy – wyjaśnia kapitan Jacek Karcz, dowódca akcji gaśniczej. – Paliła się jedna z komórek. Musieliśmy wyważyć do niej drzwi. W międzyczasie ogień zaczął rozprzestrzeniać się już na drugą.
Do zlokalizowania zarzewia ognia strażacy użyli kamery termowizyjnej. Gęsty dym wymagał pracy w aparatach ochrony dróg oddechowych. Blok został przewietrzony. Nikomu nic się nie stało.
Okazuje się, że nie był to pierwszy pożar komórki w tym bloku.
– Kilka miesięcy temu również odnotowaliśmy takie zdarzenie pod tym adresem – poinformowała obecna na miejscu pracownica administracji bloku.
Użytkowniczka komórki nie kryje swoich obaw.
– Mam pięcioro dzieci. Oby w końcu nie doszło do jakiegoś nieszczęścia – mówi.
Piromanów podpalaczy izolować w zamkniętych ośrodkach, to tykająca bomba !!!!!!