Jego pasją jest graffiti. Wiedzą o niej stosunkowo nieliczni, bo prace Dominika Jacha powstawały do tej pory przeważnie w mało uczęszczanych miejscach. A jest ich całkiem sporo i mogą się podobać. Pabianiczanin, który stworzył niepodległościowy mural przy ul. Bagatela, bo właśnie o nim mowa, zamierza nas jeszcze zaskoczyć. Niejednokrotnie.
Przekonanie samego siebie, że jest wystarczająco dobry, aby pokazać, czym się zajmuje szerszemu gronu niż znajomi, zajęło mu… kilkanaście lat. W końcu zaczął się ujawniać. Elewacja Przedszkola Miejskiego nr 5, przedstawiająca bajkową krainę, graffiti na murze w parku Hadriana i kolorowe „drobiazgi” w rejonie PTC – między innymi to namalował Dominik.
Wcześniej zainteresowania znajdowały „ujście” w grubych zeszytach, które zaczęły zapełniać się projektami prac już w 2002 roku.
– Są dowodem na mój progres, zwłaszcza jeśli porównać szkice w tym pierwszym, sprzed 17 lat i ostatnim. W sumie trochę się tego nazbierało – śmieje się pabianiczanin.
Graffiti tworzy w Pabianicach, ale miejsce, które wybiera, nie są wśród mieszkańców szczególnie popularne. „Znak rozpoznawczy” stanowią zniekształcone i zdeformowane litery DJER. A raczej tak było do niedawna. Tło schodziło wtedy na drugi drugi plan. Dominik Jach przywiązuje jednak do niego coraz większą wagę.
– Poza tymi literami nie mam żadnego ulubionego motywu, chociaż… powtarza się mur. Jak choćby na ścianach Fit Fabric w Łodzi. To moja największa praca, przynajmniej na razie, wykonana na konkretne zamówienie. Mniejsze też się zdarzają. Kiedyś, w prywatnym mieszkaniu miałem za zadanie zrobić z sufitu… niebo – opowiada.
Podstawowymi „narzędziami” w tworzeniu graffiti są puszki z farbami, wałki do malowania i pędzle. Ile takich akcesoriów ma w domu? Trudno mu powiedzieć. Na pewno dużo. Niestety, pasja kosztuje.
– Jedna puszka to wydatek 15 zł, ale przechodząc koło sklepu czy hurtowni z nimi nie mogę się oprzeć, żeby sobie takiej jednej nie kupić. Dostaję je również od przyjaciół, jako prezent. Wiedzą, że się ucieszę. A przydaje mi się każdy kolor. Pierwsze prace były w nie dość ubogie… – stwierdza Dominik.
Graffiti jest dla niego najlepszą formą relaksu. Ale stanowi ją również… malowanie obrazów. Chociaż nie pędzlem i zwykłymi farbami, tylko puszką.
Lada dzień pasja pabianiczanina stanie się jego sposobem na życie.
– Otwieram własną działalność gospodarczą. Fajnie wiedzieć, że to, co lubię robić zacznie przynosić dochody. W każdym razie taką mam nadzieję – dodaje.
W głowie zrodził mu się już pomysł na pierwszy duży projekt, który zamierza zrealizować. To cykl kilkudziesięciu prac, wykonanych na małych ścianach, o określonej tematyce. Mają się pojawić w różnych punktach Pabianic i przykuwać oko.
– Nie chciałbym jeszcze zdradzać szczegółów. W niedługim czasie pabianiczanie zobaczą sami zobaczą, o co chodzi. Tak czy inaczej nie będzie liter – żartuje Dominik.
Ładne to
Takie se. Raczej szpeci niż ozdabia. Miernota gorsza od niczego i odnoszę się tu do dzieła nie autora
100% racji, mazgroły, do tego brzydkie
Jeśli to pasja, to moja rada: nie sluchac nieudaczników i robić swoje. Pozdrawiam.
Ale Wy jesteście „zajebiści”!
Ktoś coś robi z niczego, uwalnia pasję, wenę, jaka by nie była, to artysta, a Wy narzekacie, że ujowe…
I jak tutaj młodego człowieka motywować z takim podejściem?
Trzymam kciuki za młodego człowieka
Nareszcie konkurencja dla kserokopii