Strona główna Aktualności Michał Michalak: „Lubię się edukować poza koszykówką”

Michał Michalak: „Lubię się edukować poza koszykówką” [WYWIAD]

1
Michał Michalak w meczu Polska - Litwa. Katowice, luty 2025
Reprezentant Polski w koszykówce udzielił wywiadu dla epainfo.pl. Michał Michalak przypomniał czasy juniorskie, gdy grał w PKK 99 Pabianice. Wskazał też m.in. jak ważna jest rola rodziców, kiedy dziecko trenuje sport.

Aktualny gracz Anwilu Włocławek wraz z innym koszykarzem Tomaszem Gielo wystartowali niedawno z podcastem „Nie ma co gdybać” na YouTube. Jeden z odcinków poniżej:

Jan Wojtal, epainfo.pl: Na początek – skąd pomysł na podcast? Kiedy wpadliście na ten pomysł i jak przebiegała droga do jego realizacji?

Michał Michalak: To dość długa historia. Z Tomkiem Gielo znamy się od czternastego roku życia, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, dużo ze sobą rozmawiamy. Pomysł na podcast pojawił się u mnie w grudniu ubiegłego roku. Lubię się edukować poza koszykówką – nie zamykam się tylko na sport. Studiowałem na Uniwersytecie Gdańskim, zrobiłem magisterkę ze stosunków międzynarodowych. Kiedy grałem w Turcji, miałem sporo wolnego czasu i skupiłem się na nauce. Teraz, gdy skończyłem studia, zastanawiałem się, co dalej mogę robić produktywnie. Pomysł podcastu wyniknął z rozmów z Tomkiem o wyzwaniach sportowców. Stwierdziliśmy, że warto się tym podzielić i jednocześnie zapraszać ciekawych gości. W USA wielu sportowców prowadzi podcasty i chcieliśmy spróbować podobnego formatu.

Czy nie obawiacie się, że entuzjazm minie i podcast się nie utrzyma?

To możliwe, ale na razie cieszymy się tym, co robimy. Dostaliśmy pozytywny feedback i to nas motywuje. Chcemy kontynuować projekt i zobaczymy, jak długo uda się go prowadzić.

Poza sportem interesujesz się finansami i inwestowaniem. Ale wygląda na to, że koszykówka to dla ciebie pasja, nie tylko zawód. Czy masz dni, w które budzisz się i myślisz: „Znowu ten trening”?

Kocham to, co robię, ale oczywiście są momenty zmęczenia. W trakcie sezonu są dni, gdy ciało jest wykończone i treningi stają się ciężkie, pojawia się zniechęcenie. Jednak doceniam, że mogę robić zawodowo to, co kocham. Nigdy nie miałem myśli, żeby rzucić koszykówkę.

Jak wspominasz swoje juniorskie lata w Pabianicach? Czy były jakieś szczególne momenty, które utkwiły ci w pamięci?

Na pewno jednym z takich momentów był mój pierwszy obóz sportowy w Sędziejowicach. Miałem wtedy może siedem, osiem lat i byłem najmłodszym uczestnikiem. Pamiętam, że lokalna gazeta pisała o tym artykuł, co było dla mnie wielką sprawą. To były czasy, w których uczyłem się podstaw, rozwijałem swoje umiejętności i nabierałem pasji do koszykówki.

Wiesław Wincek, twój pierwszy trener. Jaki był i czy jakaś jego rada szczególnie zapadła ci w pamięć?

Trener Wincek był surowy, ale sprawiedliwy. W tamtych czasach to było normalne podejście, ale mimo swojej wymagającej postawy, miał wielki autorytet wśród zawodników. Pamiętam szczególnie jedną sytuację z treningu – podałem piłkę przez całe boisko i zdobyliśmy punkty. Trener pochwalił mnie za to podanie, ale w następnej akcji chciałem zrobić to samo i tym razem przeciwnik przechwycił piłkę. Trener wtedy powiedział: „Wcześniej to było świetne podanie, ale teraz zdecydowanie nie, bo kolega z drużyny nie był na wolnej pozycji” Ta uwaga bardzo mi utkwiła w głowie – nauczyła mnie, że nie chodzi o mechaniczne powtarzanie skutecznych zagrań, ale o umiejętne podejmowanie decyzji w danej chwili.

Już w trakcie zawodowej kariery miałeś epizod, gdzie trenowałeś indywidualnie w Pabianicach. Opowiesz czytelnikom coś więcej na ten temat?

Tuż przed podpisaniem kontraktu z Legią Warszawa, spędziłem dwa, może trzy miesiące w Pabianicach, trenując codziennie w hali MOSiR. Rzucałem po tysiąc rzutów dziennie i myślę, że to miało realny wpływ na moją formę. Później zdobyłem tytuły króla strzelców lig polskiej i niemieckiej – więc można powiedzieć, że Pabianice się do tego przyczyniły.

Czy pamiętasz osoby, które miały duży potencjał do gry na wysokim poziomie, ale z różnych powodów skończyły trenować?

Tak, i to bardzo dużo. W trakcie mojej juniorskiej kariery widziałem wielu utalentowanych zawodników, którzy z różnych powodów nie kontynuowali gry na wysokim poziomie. Niektórzy nie mieli odpowiedniego wsparcia, inni zmagali się z kontuzjami, a jeszcze inni po prostu nie potrafili pogodzić sportu z innymi aspektami życia. Czasami decydują niuanse – brak jednego roku dodatkowej pracy, brak cierpliwości, czasem czynniki rodzinne czy finansowe. To smutne, ale niestety tak wygląda sport.

Jak dużą rolę w twoim rozwoju odegrali rodzice?

Kluczową. To oni poświęcili mnóstwo czasu, jeżdżąc ze mną na treningi do Sieradza i Łodzi, gdy byłem nastolatkiem. Wspierali mnie na każdym kroku. Wielu zawodników po drodze odpada, bo nie mają takiego wsparcia. Moi rodzice zawsze mnie motywowali, ale bez presji.

Co byś poradził rodzicom dzieci, które trenują sport? Jakich błędów powinni unikać?

Przede wszystkim – nie wywierać presji. Dziecko ma czerpać radość z treningów. Nie można krzyczeć na dziecko z trybun albo później w domu. Nie poprawiać go co chwilę, nie krytykować nadmiernie po porażce. Najważniejsze jest, żeby dziecko czuło, że niezależnie od wyników ma wsparcie rodziców i może po prostu cieszyć się grą.

Masz dwie córki. Jak wygląda twoje życie rodzinne, łączenie sportu z obowiązkami ojca? Czy twoje dzieci trenują sport?

Życie na dwa domy nie jest łatwe, ale z żoną mamy już to dobrze zorganizowane. Moja rodzina mieszka w Gdańsku, a ja, zmieniając kluby co sezon, często jestem w innym mieście lub kraju. Staram się jak najczęściej wracać do domu i spędzać czas z córkami.

Jeśli chodzi o sport, to nie naciskam na nie w żaden sposób. Chodzą na różne zajęcia – taniec, gimnastykę, pływanie – ale nie mam zamiaru wywierać na nie presji, żeby zostały koszykarkami. Chciałbym, żeby miały swobodę wyboru i czerpały przyjemność z aktywności fizycznej, tak jak ja w ich wieku.

Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów!

Również dziękuję!

 

REKLAMA
Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze

Głowa do góry Majkel!