Strona główna Aktualności Z miasta Kociarnia nie dla wszystkich kotów. Chodzi o zabiegi i leczenie

Kociarnia nie dla wszystkich kotów. Chodzi o zabiegi i leczenie

7
Ta inwestycja pochłonęła ponad 600 tys. zł. Mowa o powstałej niedawno kociarni. Jej otwarcie zrodziło pytania co do zasad przyjmowania tam kotów.

W pawilonie może ich być pięćdziesiąt. Jest znacznie mniej. Obecnie przebywają tam tylko trzy: kotka po sterylizacji, która zostanie odebrana przez opiekuna, kot po wypadku i jedno leczone kocię, które też weźmie opiekunka.

Dlaczego tylko tyle? Pytań i wątpliwości, które mają mieszkańcy jest więcej.

– Chciałabym dowiedzieć się, czy kociarnia przyjmuje bezpańskie koty z terenu miasta? Czy można tak po prostu przywieźć kota samemu, czy trzeba to zgłosić do straży miejskiej? – zastanawia się nasza czytelniczka.

Okazuje się, że do kociarni trafiają przede wszystkim koty wolno żyjące, będące pod opieką społecznych opiekunek i opiekunów.

– Są do nas przez nich przywożone, jeśli wymagają kastracji, sterylizacji lub leczenia. Później, kiedy kot dojdzie do zdrowia, zostaje odebrany przez opiekunkę lub opiekuna i wypuszczony w miejsce swojego bytowania – wyjaśnia Anna Kusiak, kierownik schroniska dla zwierząt, na terenie którego  znajduje się kociarnia.

Jeżeli trafi tutaj kot po wypadku, to po zakończeniu leczenia i kastracji lub sterylizacji zostaje wypuszczony na wolność – w miejsce, z którego został zabrany lub w inne bezpieczne miejsce, ewentualnie czeka w kociarni na adopcję. Powodem tego może być np. niedostosowanie do życia na wolności lub zły stan zdrowia.

– Jeżeli jesteśmy świadkami wypadku i widzimy, że kot został poszkodowany, należy zadzwonić do nas albo do straży miejskiej – mówi Anna Kusiak. – Jeśli jednak nic mu się nie dzieje, nie ma potrzeby go zabierać. Rozumiem, że czasami jest nam po ludzku przykro, gdy kot chodzi po ulicy, szczególnie w kiepską pogodę. Ale koty są zwierzętami wolno żyjącymi. To jest ich środowisko, są wtedy wolne i szczęśliwe. Nie wyłapujmy ich i nie zamykajmy.

Można im pomóc otwierając okienka w piwnicach i stawiając miseczki z wodą, szczególnie w upały.

Jak dodaje kierownik schroniska, opieka nad kotami wolno żyjącymi polega na leczeniu, jeśli zajdzie taka potrzeba, zabiegach i umożliwieniu kotom, aby mogły się schronić w piwnicy czy w budce, które stawia miasto.

REKLAMA
Subskrybuj
Powiadom o
7 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments

600 tyś., otwierać okienka w piwnicach… Czym sobie koty zasłużyły na takie dobrodziejstwa? Rozmnażaniem się na potęgę, wyjadaniem ze śmietników i wpadaniem pod samochody? To zróbmy jeszcze Szczurownię.

No właśnie po to jest takie miejsce żeby się nie rozmnażały. Trzeba pomagać bezpańskim kotom i psom żeby m.in. nie roznosiły chorób. Ten co nie ma zwierząt tego nie zrozumie

Najważniejsze ,że urzędasy mogą powiedzieć tym co nie mają , że my mamy i to za 600 tysiączków. A że pusto ,to już inna sprawa. Ważne ,że kierowniczka ma posadę.

Jest mi po ludzku przykro, że obce koty przychodzą mi s…ć w ogródku i niszczą rośliny.

Jesteś prymitywem

Koty kochają rośliny mamy piękny ogród i kwiaty i róże też i przychodzą do Naszego kota wykastrowane koty kochają rośliny i są czyste niż Ludzie bo nie srają byle gdzie i i zostawiają papier toaletowy zabrudzony a to nie zrobił kot tylko dorosły człowiek cztery metry od okna!

Widzisz same minusy kotów. A spójrz tak: brak kotów, to myszy, krety (choć i przy kotach się zdarzają)czy szczury. Jesteśmy narodem, który jeśli się do czegoś zrazi, to od razu popadamy w skrajność. Towarzysz Mao też kiedyś kazał wytępić wróble, by ziarna z pól nie wyjadały. Robactwo w następnych latach zapanowalo w rolnictwie.