Strona główna Aktualności Demon szybkości

Demon szybkości

0

Szybkie motocykle to jego cały świat. Gdy nie ściga się na torze, godzinami przesiaduje w garażu i przygotowuje swoje Suzuki GSX-R 1000 do kolejnego startu. Piotr Kałużka to najszybszy człowiek w Pabianicach.

Swoją przygodę z motocyklami rozpoczął od szalonej przejażdżki popularną „Cezetką”.
– Podprowadziłem ją koledze – wspomina Piotr. – Jazda zakończyła się po kilkunastu metrach bez strat w ludziach, za to z sercem w gardle.
Pasja Piotra rozwijała się. Zawodowe wyścigi oglądał w telewizji i z trybun poznańskiego toru. Pewnego dnia sam spróbował jazdy wyścigowej.
– Po pierwszym kontakcie z torem stwierdziłem, że to wyczynowa eksploatacja dwóch kółek jest esencją jazdy – mówi pabianiczanin.

Piotr zaczął wyścigi w klasie motocykli o pojemności 600 cm3. Swoją pasję długo ukrywał przed rodziną. Najbliżsi nigdy nie pochwalali jego zamiłowania do jednośladów. Dlatego w tajemnicy jeździł na treningi i pierwsze wyścigi.
– Unikałem niepotrzebnego rozgłosu. Przez pewien czas nie mieszkałem w Pabianicach, więc ułatwiało mi to sprawę. Nie chciałem, żeby rodzina się o mnie martwiła – mówi. – O moich startach dowiedzieli się przypadkowo oglądając telewizję.
Piotr ciężko trenował, żeby z sukcesami startować w Wyścigowych Motocyklowych Mistrzostwach Polski. W 2013 roku zajął 3. miejsce w Pucharze Polskiego Związku Motorowego w klasie Rookie 1000.

W 2012 roku reprezentował wieluński team SBK Racing, w którym jeździ z Przemysławem Saletą. Motocykle to druga pasja, po kickboxingu byłego mistrza świata.
– Po krótkiej zimowej przerwie, będziemy jeździć dalej razem w tym sezonie. Bardzo się cieszę, gdyż lubię jego towarzystwo i doskonale się rozumiemy – opowiada Piotr. – To charyzmatyczny, pewny siebie i zdyscyplinowany człowiek. Trenuje nawet dwa razy dziennie przez cały tydzień. Kiedy większość z nas jeszcze śpi, on już biega, ćwiczy w siłowni lub w ringu.

Pabianiczanin też się nie obija. Od rana pracuje w firmie z odżywkami dla sportowców. Po południu trenuje, a weekendy spędza w garażu.

Jak uważa Piotr, w Polsce nie można się utrzymać ze startów w wyścigach motocyklowych.

– Póki co, to tylko dokładam do tego interesu. Bardzo pomagają mi sponsorzy, bez których mój udział w wyścigach byłby niemożliwy – tłumaczy. – Mam trochę pieniędzy z naprawy motocykli ewentualnie trenowanie adeptów sportowej jazdy lub turystyki motocyklowej to chyba jedyny sposób na zarobek.

Co w takim razie sprawia, że Kałużka wraca na tor?

– Wyścigi to niesamowite emocje. To prędkość, ogromne ryzyko, adrenalina i rywalizacja. Przed startem jest chyba największy stres. Już kilka dni wcześniej zaczynam się martwić, czy wszystko mam przygotowane, czy sprzęt zadziała prawidłowo. Emocje kumulują się chwilę przed startem. Te kilkanaście minut kiedy stoję pośród dziesiątek kręcących się osób, mechaników, techników, dziennikarzy, fotoreporterów i pięknych hostess. Wyłączam się. Nic mnie nie interesuje.Mam tylko plan na wyścig i muszę go zrealizować. Strach opada kiedy minę pierwszy zakręt i zaczyna się zabawa, walka. Opanowuje mnie demon szybkości.

Piotr jest cały czas związany z Pabianicami. Tutaj ma rodzinę i przyjaciół. W Pabianicach szlifuje formę przed kolejnymi wyścigami. Biega po Bulwarach, Strzelnicy i Lewitynie. Jada u Turka na Starym Rynku, choć najbardziej smakują mu obiady u mamy.

– Można mnie spotkać w Kiosku, w Boniecki Cafe czy na Mariańskiej. Lubię nocne życie, ale nie mam zbyt dużo czasu, żeby z niego korzystać – mówi pabianiczanin.

 

Piotr Kałużka startuje w klasie motocykli o pojemności do 1000 cm3. Jeździ Suzuki GSX-R 1000 o mocy 210 koni mechanicznych. Maszyna w 6 sekund rozpędza się do 200 km/h. Jej prędkość maksymalna to 310 km/h. Podczas jednego wyścigu motocykliści pokonują w zależności od kategorii od 40 do 60 kilometrów.

REKLAMA