Strona główna Aktualności Z wykształcenia muzykoterapeuta, z zawodu dziennikarz, z pasji podróżnik

Z wykształcenia muzykoterapeuta, z zawodu dziennikarz, z pasji podróżnik

2
Machu Picchu - Peru

Autokar typu “ogórek”. W nim kilkuletnie dzieciaki, bez rodziców, zmierzające w nieznane. Wśród nich Michał, jeszcze przedszkolak, jedzie na pierwsze kolonie do … Kolumny. Za kilkanaście lat zamieni stary autobus na samolot, Kolumnę na Australię, Chiny, Brazylię czy Peru. Pasja do podróży i miłość do bycia w drodze, pozostanie ta sama.

Michał Cessanis pierwsze, dziennikarskie kroki stawiał w redakcji Nowego Życia Pabianic.
– Pewnego dnia przysłałem do redakcji jako czytelnik list, z prośbą o interwencję w jednej z parafii – wspomina Michał. – Ksiądz w święta pozamykał wrota świątyni, a gdy wierni prosili by jednak pokazał bożonarodzeniową szopkę, stwierdził, że jest pora obiadowa i drzwi do kościoła nie otworzy.
Po tym liście, z Michałem skontaktowała się ówczesna naczelna pabianickiego tygodnika. Zaproponowała pracę w gazecie. Cessanis został w niej na pięć lat. Pisał m.in.o naszej służbie zdrowia, sądownictwie. Zajmował się interwencjami z miasta.
– To była lepsza szkoła dziennikarska niż studia w tym kierunku. To też najlepszy okres w moim życiu. Zacząłem zarabiać pierwsze pieniądze, zaangażowałem się w działalność społeczną i studiowałem na Akademii Muzycznej w Łodzi. Do dzisiaj mam w domu segregatory z wycinkami moich pabianickich tekstów.
Po pięciu latach pisania o Pabianicach, zapragnął zmian. Dziennikarz zamarzył o pracy w dużej redakcji. Padła propozycja z “Expresu Ilustrowanego”. Wystarczyła jedna rozmowa z naczelnym dziennika, by Michał podjął decyzję.
– Najpierw kierowałem dodatkiem powiatowym „Bliżej Ciebie”, a po kilku miesiącach zaproponowano mi dołączenie do dziennikarzy działu miejskiego w Łodzi – mówi redaktor. – To były czasy! Fantastyczny zespół, w którym aż buzowało od nadmiaru pomysłów. Świetna ekipa, z którą do dzisiaj mam kontakt.
Cessanis nie zagrzał długo miejsca w Łodzi. Po trzech latach, przeniósł się do Warszawy, skąd padła kolejna propozycja. Dołączył do zespołu działu krajowego nowopowstałego dziennika “Nowy Dzień”.
– Zamieszkałem w wynajętej klitce na trzynastym piętrze wieżowca w centrum miasta. To był skok na głęboką wodę.

“Nowy Dzień” upadł po kilku miesiącach. Pabianiczanin znalazł pracę w “Życiu Warszawy”, później w “Rzeczpospolitej”. Przez kolejnych siedem lat pobytu w stolicy, kierował działami warszawskimi.
W tym czasie stworzył portal NaWalizkach.com.pl. Zaczął dużo podróżować, opisując miejsca z całego świata. Niespełna trzy lata temu odebrał telefon od Martyny Wojciechowskiej. Naczelna National Geographic Polska, chciała mieć Cessanisa w swoim zespole. Zaproponowała stanowisko sekretarza redakcji wydania podróżniczego Traveler, które Michał prenumerował od początku powstania jego polskiej edycji. Pabianiczanin mimo obaw, natychmiast rzucił pracę w dzienniku.
– Wpadłem w panikę, że sobie nie poradzę. Że to może jeszcze za wcześnie, że powinienem mieć jeszcze większą wiedzę i doświadczenie redaktorskie by pracować dla National Geographic – wspomina dziennikarz. – Praca w tak prestiżowym tytule jest spełnieniem marzeń wielu dziennikarzy.
W NG Traveler Cessanis nie tylko pisze reportaże, ale organizuje pracę całej redakcji: odpowiada za to, by każde wydanie zostało ukończone na czas, redaguje teksty innych dziennikarzy.
Jak ocenia pracę z Martyną Wojciechowską?
– Jest wymarzonym szefem. to pierwszy szef w moim zawodowym życiu, który ma jaja. Ona jest twardsza od niejednego faceta. Doskonale wie, czego chce, jak powinien wyglądać Traveler i świetnie zarządza zespołem. Wiele się od niej uczę, jest moim niedoścignionym wzorem.
Zamiłowanie do podróży Michał Cessanis wyniósł z rodzinnego domu. To właśnie dzięki rodzicom połknął bakcyla do dalekich wypraw. Pierwsze podróże to wyprawy rodzinne Fiatem 126p do Grecji, na Węgry, do Rumunii. Później do Jugosławii, Bułgarii – już Wartburgiem. Nie tylko w celach turystycznych, ale i zarobkowych.
– Ile my mieliśmy ręczników frotte, suszarek do włosów i gum do żucia – wylicza dziennikarz. – W latach 80. z tego drobnego handelku rodzice mieli pieniądze na nasz pobyt na kempingach. Super, że byli tacy zaradni. Dzisiaj też podróżujemy razem. Ostatnio polecieliśmy do Japonii.


Jednak zanim pabianiczanin ruszył zdobywać świat, jeszcze jako przedszkolak przeszedł próbę pierwszych kolonii.
– Pamiętam jakby to było chwilę temu. Podróż autobusem “ogórkiem” w niezwykłą wyprawę do Kolumny, zaledwie kilkanaście kilometrów od Pabianic. Jakie to było wydarzenie!.
Kolejne lata to kolonie i obozy organizowane przez pabianicki hufiec ZHP. Nocne warty, podchody, szukanie kwiatu paproci, zbiórki, apele – to był jego żywioł.
Przedszkole miejskie przy ul. Zamkowej, na wprost Szkoły Podstawowej nr 5 – to właśnie tu kilkuletni Michał pokocha zajęcia z rytmiki i tańca. Kilkanaście lat później otrzyma indeks Akademii Muzycznej w Łodzi, na wydziale kompozycji, teorii muzyki, edukacji artystycznej i rytmiki. Pracę magisterską napisze o tym, jakiej muzyki słuchają dziennikarze i jaki ma ona wpływ na ich pracę.
Umiejętność pisania, dziennikarz z Pabianic zawdzięcza Jadwidze Knop, polonistce z SP5 oraz wychowawczyni jego klasy.
– Nigdy nie stosowała wobec nas taryfy ulgowej za co dziś jestem jej wdzięczny.

Wspomnienie lat spędzonych w Pabianicach to tętniący wtedy życiem Lewityn, pyszne lody w restauracji Turkus i galaretki z owocami w kawiarni Mokka przy ul. Zamkowej, w budynku obecnej skarbówki. A jak dziś Michał, który zwiedził niemalże cały świat, postrzega nasze miasto?
– Jest mi przykro, że przez lata urzędnicy zaniedbali moje miasto. To przez nich Pabianice wyglądają dziś tak smutno. Przykładem obrazu nędzy jest dla mnie spalony i wciąż nierozebrany drewniak przy ul. Żeromskiego, po drodze do komendy powiatowej policji. A za nim kolejny zaniedbany teren po dawnym boisku. Kocham to miasto, życzę mu jak najlepiej i wierzę, że Pabianice mogą być fajnym miejscem. Tylko do tego potrzeba rządzących z wizją, głowami pełnymi pomysłów, którzy będą potrafili stworzyć z Pabianic nowoczesne miasto.
Przez lata podróży dziennikarz zwiedził niemal wszystkie kontynenty, odwiedził najodleglejsze państwa na świecie. Jednak najchętniej wraca do Chin, które po raz pierwszy urzekły go sześć lat temu. Dwutygodniowa wyprawa do Pekinu i Szanghaju sprawiła, że pokochał tamtejszą kulturę.
– Pół roku wcześniej zacząłem uczyć się języka chińskiego, który okazał się dla mnie bardzo prosty. Pewnie dlatego, że oparty jest na czterech tonach. Jest śpiewający, dlatego z muzycznym słuchem szybko go przyswoiłem – wspomina pabianiczanin. – To był ten magnes, który przyciąga mnie do Chin po dziś dzień.

Za kilka tygodni podróżnik wyrusza w kolejną, szóstą już wyprawę do Państwa Środka, tym razem do Syczuanu. Zamierza spróbować tamtejszej pikantnej kuchni, odwiedzić rezerwaty pand, wspiąć się na górę Emei Shan – jedną z czterech świętych gór buddyzmu w Chinach. Planuje również spędzić noc w jednym z siedemdziesięciu klasztorów buddyjskich z czasów dynastii Ming i Qing, które są w jej sąsiedztwie. Na długiej liście wypraw marzeń Cessanisa są również Kuba, Indie i Indonezja.
Podczas wielu podróży pabianiczanin przeżył również chwile grozy. Wracając z Bostonu, gdzie poleciał zobaczyć jedno z największych żerowisk wielorybów na świecie, jego samolot wpadł w takie turbulencje, że ze złamanym kręgosłupem wylądował na stole operacyjnym.
– Po tak traumatycznym przeżyciu powiedziałem sobie, że będę żył pełnią życia i dotrę w najdalsze zakątki świata. I tego się trzymam.
Michał Cessanis zajmuje się wieloma sprawami na raz: na co dzień pracuje w National Geographic Traveler. Szefuje portalowi nawalizkach.com.pl, prowadzi bloga Michał Cessanis w podróży, fanpage na Facebooku, profil na Instagramie oraz na Twitterze, występuje jako ekspert podróżniczy w programach telewizyjnych, podróżuje. Podczas każdej z kolejnych wypraw zbiera materiały do kolejnych tekstów, robi zdjęcia, przeprowadza wywiady. Mimo to, nie narzeka na brak energii i motywacji do dalszych działań.
– Wręcz przeciwnie, zabieram się za kolejne. Moja praca jest moją największą pasją i to ona dostarcza mi energii do działania. Po każdej mojej dalekiej podróży mam wrażenie, że jestem młodszy o kilka lat, że mógłbym zrobić jeszcze więcej. Dlatego kończę moją pierwszą podróżniczą książkę. Trzymajcie za mnie kciuki!

REKLAMA
Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy
Inline Feedbacks
View all comments

Gratulacje, fajnie że są ludzie w tym mieście które pomimo panującego na około marazmu potrafią osiągnąć sukces 🙂 Brawo ! 🙂

Aż miło się czyta o takich ludziach, brawo Michał i życzę dalszych sukcesów:))