Strona główna Aktualności Po ludzku o nieludzkich czasach

Po ludzku o nieludzkich czasach

0

NKWD zapukało do drzwi i powiedziało żeby nic ze sobą nie brać. „Wszystko będziecie mieli na miejscu”, powiedzieli i wywieźli nad Irtysz.

Tak rozpoczęła się dzisiejsza opowieść Wiesławy Grochowalskiej, która razem z mamą, siostrą i zaledwie 3-letnim bratem została wywieziona w głąb Rosji. Co było powodem rozpoczęcia męczarni? Cecylia, Jadwiga, Wiesława i Jerzy byli rodziną Walentego Zory, żołnierza Wojska Polskiego, komendanta Armii Krajowej w Pabianicach, a później działacza WiN-u. Gdy jego rodzina była zabierana z domu, Walenty był w Ostaszkowie, skąd miano zabrać go do Katynia. Uniknął jednak losu wielu innych Polaków i razem z czterema przyjaciółmi, uciekł. Walczył dalej o niepodległą Polskę. Za jego patriotyzm płaciła rodzina.

– Zabrano nas wagonem dla bydła, gdzie jedyną łazienką była dziura w podłodze – wspomina pani Wiesława. – Jechaliśmy ponad trzy tygodnie. Jeśli ktoś umarł podczas podróży, po prostu wyrzucano go przez tę dziurę. Bez szacunku, bez pochówku.

Uczniowie szkół średnich obecni w dworku Kapituły Krakowskiej wysłuchali pełnej historii życia Walentego Zory i jego rodziny. Pani Wiesława nie pomijała trudnych fragmentów. Młodzież poznała szczegóły pracy w kołchozie, gdzie 4-osobowa rodzina musiała przeżyć tydzień, dostając za swą pracę jedynie bochen chleba.

– Na szczęście mama znała się na korzonkach. Wokół rosły również arbuzy i proso, które mama rozbijała dwoma kamieniami na mąkę. Z niej powstawał nasz chleb.

Cecylia Zora zmarła po trzech latach ciężkich robót przy budowie kolei transsyberyjskiej. Trójka rodzeństwa trafiła do rosyjskiego domu dziecka, tam dzięki wsparciu Czerwonego Krzyża nie musiały już głodować i choć ich sytuacja wciąż nie była dobra, to jednak każda poprawa była dlań promykiem nadziei. W 1946 roku dzieci wróciły do Polski i dzięki opatrzności Bożej, jak mówi pani Wiesława, w warszawskim tramwaju natrafiły na swojego wujka.

– W taki sposób tata dowiedział się, że żyjemy i zabrał nas z powrotem do Pabianic – opowieść trwała dalej. – Byliśmy razem bardzo niedługo, wkrótce znowu go aresztowali.

Walenty Zora wielokrotnie unikał śmierci, w czasie II wojny często uciekał przed oddziałami gestapo. Któregoś razu żandarmi chcieli odnaleźć przechowywaną przez niego broń AK, ale zamiast karabinów odnaleźli zakopaną w polach biżuterię. Zadowoliwszy się łupem odeszli, a broń została bezpiecznie przemieszczona, by dalej służyć żołnierzom. W ’46 roku został aresztowany przez MO i skazany na karę śmieci.

Wyroku jednak nie wykonano, został zamieniony na 10 lat więzienia. St. sierż. AK został zwolniony po 5 latach po amnestii z 1947 roku, ale odbyta kara nie była końcem prześladowań ze strony władz.

– Tata nie mógł znaleźć pracy. Po tylu latach walki o Polskę, po wyrzeczeniach i trudach mógł zostać jedynie dozorcą chlewni na Dąbrowie.

Później został zatrudniony jako sprzątacz i tak dopracował do emerytury. Zmarł w 1977 roku po ciężkiej chorobie, ale nawet wtedy system nie chciał mu odpuścić, rzucając kłody na jego ostatnią drogę.

– Mówili wtedy „jak to, zdrajcę chowacie?”. Wiecie jak to bolało? – pytała uczniów ZS nr 2 i I LO pani Wiesława.

Spotkanie, przemienione w jedyną w swoim rodzaju lekcję historii zostało zorganizowane przez biuro senatora Macieja Łuczaka, a jego myślą przewodnią stał się szacunek dla Polski jako Ojczyzny oraz do języka polskiego, bo o prawo do posługiwania się nim tak bardzo walczyły poprzednie pokolenia.


REKLAMA
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments