Strona główna Aktualności Marzenia dodają skrzydeł

Marzenia dodają skrzydeł

0

Jednak nie na każdych skrzydłach można rozwinąć 0,7 macha – średnią prędkość samolotu pasażerskiego. Do tego zmierza Aleksandra Czarnecka.

Ola urodziła się w Łodzi, jednak dzieciństwo oraz późniejsze lata spędziła w Pabianicach. To właśnie tu ukończyła klasę matematyczno-fizyczną w I Liceum Ogólnokształcącym. Również tutaj narodził się jej sen o lataniu. Pragnienie posiadania skrzydeł pomogły rozwinąć opowiadania dziadka z czasów, gdy służył w wojsku jako mechanik lotniczy.

– Nie wiedziałam, co chcę robić w życiu, a to był najbardziej szalony pomysł jaki przyszedł mi do głowy w liceum – wspomina Ola. – Zdecydowałam, że zostanę pilotem, jak ludzie z opowieści dziadka. Zaczęłam przygotowywać się do rekrutacji Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie.

Poprzeczka została postawiona wysoko – Aleksandra wymarzyła sobie, że zasiądzie za sterami myśliwca, najlepiej jednego z 46 polskich F-16, które mogą rozwinąć prędkość do 2300 km/h (2,02 Ma). Zanim jednak kandydat zacznie wyczekiwać pierwszych lotów w szkole, musi przejść rygorystyczny proces kwalifikacyjny, obejmujący aż 3 etapy badań. Pierwszy odbył się na Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, kolejny w Dęblinie, gdzie Ola spędziła w szpitalu aż trzy dni. Ostatnia część testów lekarskich miała miejsce w Warszawie, gdzie znajduje się Wojskowy Instytut Medycyny Lotniczej.

Wyniki wyglądały obiecująco, dzięki czemu pabianiczanka zakwalifikowała się do ostatniej fazy testów – sprawdzianów sportowych. Kandydaci na oficerów lotnictwa poddawani są próbie siły (uginanie ramion na ławeczce), szybkości (bieg na 100 m), wytrzymałości (bieg na 1000 m) oraz próbie pływackiej (50 m). Wszystko podczas jednego dnia. Niestety, Ola nie mogła podejść do żadnej z tych prób.

– Tuż przed ostatnim etapem rekrutacji przytrafił mi się wypadek samochodowy, przez co zamiast na sprawdzian, udałam się na rehabilitację w pabianickim szpitalu – opowiada Aleksandra. – Bardzo pomogła mi rodzina, która wspierała mnie przez cały czas powracania do pełnej sprawności, ale wciąż czułam, że moje marzenie przeszło mi kolo nosa.

Na szczęście nie na długo. W planach Oli bardzo szybko pojawił się pomysł odbycia kursu pilota turystycznego na lotnisku w Łodzi oraz studia na kierunku pilotaż na Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Chełmie, które powoli zbliżają się ku końcowi i upragnionej licencji zawodowej. Zwiększa się również liczba godzin spędzonych w powietrzu, która obecnie wynosi już koło 220. Znalezienie się w tym miejscu kosztowało Olę wiele wyrzeczeń, miesiące nauki i przede wszystkim opanowanie maszyn, umożliwiających człowiekowi zbliżenie się do nieboskłonu. Jak wygląda nauka latania?

Nauka rozpoczyna się od podstawowych manewrów, czyli od ćwiczeń startu i lądowania. Bez tego nie można ruszyć się dalej. Start, krąg nad lotniskiem, lądowanie i tak w koło aż do opanowania. Dopiero wtedy można przejść do latania po trasach czy ćwiczenia przeróżnych sytuacji awaryjnych – tłumaczy pilot. – Oczywiście na początku jest trochę strachu, każda maszyna zachowuje się inaczej, więc trzeba poświęcić trochę czasu na jej wyczucie. Po jakimś czasie, kiedy już opanuje się samolot, można się naprawdę zakochać w lataniu i radości, która mu towarzyszy. Te zapierające dech w piersiach widoki są naprawdę uzależniające.

O jakich sytuacjach awaryjnych mowa? Ćwiczone są niemalże wszystkie z możliwych od utraty silnika w każdej z faz lotu po lądowanie bez sprawnego podwozia. Oczywiście nie mogłoby zabraknąć nauki sprowadzenia samolotu na ziemię przy awarii przyrządów, utraty łączności, awaryjnych, bądź przymusowych lądowań, a nawet wyprowadzania maszyny z korkociągu. Wszystko to w trakcie nauki korzystania z przyrządów, których w kokpicie jest multum.

Kiedy zaczynałam latać, zauważałam jedynie prędkościomierz, wysokościomierz i sztuczny horyzont, czyli najpotrzebniejsze przyrządy. W miarę nauki, zaczyna się zauważać inne, a przede wszystkim znajduje się na to czas – przyznaje Ola. – Im więcej godzin w powietrzu, tym bardziej człowiek oswaja się z kokpitem i przyrządami. Poszerza się pole widzenia i całość nie prezentuje się już tak skomplikowanie, choć ilość przełączników, lampek i guzików w większych samolotach naprawdę robi wrażenie.

Zanim zasiądzie za sterami samolotów pasażerskich, Aleksandra planuje dokończyć studia i zamienić licencję turystyczną na zawodową. A wtedy? Z uśmiechem na ustach wzbić się w przestworza i lecieć w świat. Nie jeden raz pewnie polscy pasażerowie będą bili jej brawo po bezpiecznym lądowaniu, ale przy tej okazji odsłonimy kolejną tajemnicę.

Pilot szczelnie zamknięty w kokpicie, nie słyszy co dzieje się w samolocie, choć zwyczaj bicia braw po lądowaniu wywołuje sporo śmiechu – zdradza Ola.

REKLAMA
Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments